Stare polskie powiedzenie mówi ‚żadna praca nie hańbi’. Możemy sobie dziś próbować wyobrazić jak bardzo mocno musiał w nie wierzyć zatrudniający się w fabryce CAV pięćdziesięciokilkuletni mężczyzna, którego z ciężkim przemysłem łączyły jedynie odgłosy silników samolotowych. Zakład w Acton – przemysłowej dzielnicy Londynu – stał się miejscem pracy dla jednego z wybitnych, acz niedocenionych dowódców Wojska Polskiego na emigracji.
Przez siedemnaście lat jako magazynier z setkami angielskich robotników pracował były generał Stanisław Sosabowski. Opuszczając żołnierskie szeregi po demobilizacji w 1948 roku otrzymał 300 funtów odprawy. Aby utrzymać rodzinę wstawał o godzinie 5.30 i wracał z fabryki o 18.00 zarabiając 6 funtów tygodniowo. Na emeryturę odszedł w wieku siedemdziesięciu pięciu lat, choć jako weteran wojenny i wybitny patriota powinien mieć zapewnioną godziwą opiekę.
Kariera wojskowa
Zamiarem polskiego dowództwa było przygotowanie Brygady na Wyspach i następne użycie jej do walki o wyzwolenie Polski. Zostało to potwierdzone przez Brytyjczyków obietnicą gen. Brooka. Żołnierze przygotowywani byli do powrotu do ojczyzny na spadochronach. Ich hasło brzmiało „Najkrótszą Drogą”. Niestety rozbudzone nadzieje Polaków zostały zawiedzione przez sojuszników. Anglicy, którzy byli świadomi braku wystarczającej liczby jednostek w planowanej operacji „Overlord” wywarli skuteczne naciski, aby 1. Samodzielną Brygadę Spadochronową wykorzystać przy okazji otwierania drugiego frontu w działaniach z III Rzeszą. Początkowo Sosabowskiego kuszono stopniem generalskim, ale on stanowczo odmówił. Przedłożenie obowiązku wobec ojczyzny nad prywatne korzyści to cecha, która bez wątpienia opisuje naszego wielkiego rodaka. Później nie pozostawiono mu jednak większego wyboru. Kiedy rząd brytyjski zgodził się podczas konferencji w Teheranie na oddanie Polski w radziecką strefę wpływów, trzymanie polskich oddziałów na czas walki o wyzwolenie kraju mijało się z celem. Rzecz jasna Polakom sprawę przedstawiono zgoła nieco inaczej…
W służbie o sprawę aliantów
1. Samodzielna Brygada Spadochronowa została zaangażowana do operacji „Market-Garden”, która była inicjatywą samego marszałka Montgomery`ego. Koncepcja przeprowadzenia ogromnego desantu w okolicach Arnhem w celu opanowania mostów na Renie budziła wiele wątpliwości. Niewielu odważyło się sprzeciwić. Swoją dezaprobatę dla operacji głośno wyrażał właśnie Stanisław Sosabowski. Nie zamierzał jednak buntować się wobec przełożonych i wziął udział w działaniach na terenie Holandii. Zgodnie z obawami generała, walki o mosty na Renie okazały się niezwykle wymagającym przedsięwzięciem. Mimo zaangażowania znacznych sił, operacja zakończyła się całkowitą klęską oraz ogromnymi stratami. Wielu polskich żołnierzy, którzy znaleźli się pod silnym ostrzałem niemieckim pod Driel, musiało przepływać rzekę wpław. Życie straciło ponad 200 żołnierzy, a kolejnych 200 zostało rannych.
Jak to często bywa, w sytuacji w której decyzje „góry” okazują się fatalne w skutkach, zaczęto szukać winnych niepowodzenia przedsięwzięcia. Kogo najłatwiej było wskazać dowódcom brytyjskim? Wybór padł na generała Sosabowskiego, którego wcześniejsza krnąbrność zapadła w pamięć m.in. Montgomery`emu. Będąc pod presją, prezydent Raczkiewicz i generał Kopański musieli pozbawić go dowództwa 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej, której był nie tylko zwierzchnikiem, ale i ojcem. O relacjach generała z żołnierzami najlepiej świadczy fakt że na wieść o jego odwołaniu rozpoczęli w akcie protestu głodówkę.
Żołnierz w spoczynku, ale nie odpoczynku
Po demobilizacji Sosabowski wybrał emigrację. Sądził że z Anglii będzie mógł lepiej przysłużyć się Polsce. Udało mu się sprowadzić żonę oraz syna, który stracił wzrok w trakcie powstania warszawskiego. Mimo, że jego dalsza praca nie miała wiele wspólnego z wojskiem, to Sosabowski swoich poległych kolegów nie opuścił nigdy. Pamięć o nich utrwalił w książce „Najkrótszą drogą”, którą pisał po godzinach pracy i w weekendy. Mimo, że całe swe życie poświęcił ojczyźnie, to nie oczekiwał nadzwyczajnych nagród. Co więcej komunistyczna władza odebrała mu polskie obywatelstwo, a brytyjskiego nie chciał przyjąć. Pozostawał więc de facto bezpaństwowcem. Po odejściu z pracy nie zdołał nabyć nawet praw emerytalnych. Od śmierci swojej drugiej żony w 1958 roku pozostawał samotny. Pisał niemal do śmierci, która nastąpiła w 1967 roku. Pochowany został uroczyście na Powązkach w Warszawie.
W powszechnym przekonaniu Francja, Wielka Brytania i USA byli niezachwianymi sojusznikami Polaków w II Wojnie Światowej. Zgłębiając jednak los takich ikon jak generał Sosabowski przychodzi na myśl jedno pytanie. Czy człowiekowi, który narażał własne życie nie tylko dla własnej ojczyzny, ale całej sprawy aliantów nie należało się zapewnienie godnych warunków na starość? Tak, należało się, ale ten prosty przykład pokazuje brutalną rzeczywistość polityki. Polacy przedstawiali dla sojuszników konkretną wartość dopóki można ich było wykorzystać do walki z Hitlerem. Dopóki niepowstrzymane pragnienie wolności i patriotyzm pchały ich wprost na lufy i pociski wroga. Nasi rodacy byli wspaniałymi żołnierzami, ponieważ znając dramatyczną historię ojczyzny, wiedzieli ile warta jest wolność. Teraz, kiedy po latach patrzymy na takich ludzi jak Stanisław Sosabowski możemy z dumą podkreślać, że jesteśmy Polakami. Bo Polska nigdy nie zawiodła swoich sojuszników w walce z nazistami. Tylko żal, że to Polskę zawiedziono…
Maciej Ogórek
Tekst pochodzi ze strony www.redisbad.info