Na początku sprawdźmy skład Killer Be Killed. Zespół tworzy czwórka muzyków, wydaje się, że z każdy z nich jest z kompletnie innej mańki. Max Cavalera (Soulfly, ex-Sepultura), Greg Puciato (The Dillinger Escape Plan), Troy Sanders (Mastodon) i Dave Elitch (ex-The Mars Volta). Doświadczenie i rutyna (Cavalera) pomieszane z młodością i szaleństwem (pozostała trójka). Do tego mamy trzech równorzędnych wokalistów (Cavalera, Sanders i Puciato). Mieszanka wybuchowa.
Przejdźmy do zawartości płyty. Ciężko ją jednoznacznie określić. Niewątpliwie muzycy Mastodona, The Dillinger Escape Plan i Mars Volty wprowadzili do nagrań elementy szaleństwa i kompletny brak szablonowości (do pewnego momentu, jak się okaże). Słuchając płyty nie wiemy co nas spotka z kolejnymi sekundami. Każda nuta jest swego rodzaju zaskoczeniem. Na płycie jest dużo połamanych rytmów i nagłych zmian tempa.
Wings Of Feather And Wax wita nas metalową jazdą rodem z Maxowej Sepultury, a w refrenie przechodzi do hardcorowo/numetalowych zaśpiewów. Następny Face Down przygniata nas ciężarem i wściekłym krzykiem Grega Puciato, aby potem zaskoczyć nas czystym śpiewem Troya Sandersa. Bardzo mi ten utwór przypomina Mastodon z okresu Leviathana. Snakes Of Jehovah to hardcorowe szaleństwo z fajnymi zaśpiewami muzyka Mastodon w tle, które są wypisz wymaluj, rodem z Fear Factory lat dziewięćdziesiątych, by pod koniec zagalopować w thrashowe klimaty.
Plemienne rytmy i pierwsze takty Curb Crusher przypominają mi Sepulturę z lat dziewięćdziesiątych. Kawałek jest klasycznym graniem przeplecionym z hardcore’owymi zaśpiewami. Save The Robots za to przynosi elektronikę i połamane rytmy. Tutaj czuć wpływy Mars Volty i Toola. Fajnie się wyszukuje te inspiracje, jednak trochę szkoda, że muzycy nie pokusili się o wypracowanie własnego stylu. Z czasem te kalki muzyczne mogą z lekka irytować.
Fire To Your Flag to wściekła, punkowa gonitwa na złamanie karku. I.E.D jest za to bliższy klasycznym, thrashowym klimatom. Dust Into Darkness okazuje się pierwszym poważnym rozczarowaniem na płycie. Nudny od samego początku i niezaskakujący niczym specjalnym. Ot, zwykła kompozycja z wolnym wstępem i z dosyć tradycyjną strukturą, a tego wcześniej na płycie Killer Be Killed unikali jak ognia. Twelve Labors ma spełniać na płycie rolę mrocznego utworu, jednak nie wyszło. Owszem – mrok jest, ale znowu, jak w przypadku poprzedniego utworu, nuda. Balladowy, ponury Forbidden Fire jest niestety kolejnym słabym, nieciekawym, wtórnym kawałkiem. Szkoda tej końcówki płyty.
Killer Be Killed okazuje się ostatecznie całkiem udanym eksperymentem. Na duży plus należy zapisać styl, który jest ciężki do zakwalifikowania. Dużo tutaj thrashu, tradycyjnego metalu, hardcore’u, a nawet nu metalu. Brzmienie jest klasyczne, bez fajerwerków; można ponarzekać na brzmienie gitar, które momentami jest płaskie. Spotkanie czterech osobowości, operujących w tak odmiennie stylistycznie składach, niewątpliwie musiało zaprocentować szaleństwem w nagraniach i tak jest do pewnego momentu. Nie przeszkadzają też bardzo inspiracje muzyków czy wręcz autocytaty z macierzystych grup, chociaż jak wspomniałem, brakuje tutaj trochę własnego stylu. Niestety końcówka płyty jest jakby nagrana na siłę i wygląda na to, że muzykom po prostu zabrakło pomysłów na cały LP. Jednak ogólne wrażenie jest jak najbardziej pozytywne. Jak ktoś jest fanem grup, w których występują/występowali muzycy, polecam jak najbardziej.
Foto: Nuclear Blast/Warner Music Poland.