– Śmielej wykorzystywać do tego celu przysposobienie obronne w szkołach np. rezerwistów i WP. Obok zwiększenia znaczenia i roli Narodowych Sił Rezerwowych (NSR), należy dostosować liczbę żołnierzy zawodowych do rodzaju wykonywanych zadań i zmniejszyć liczbę generałów – na korzyść kapitanów i majorów – mówi w rozmowie z Łukaszem Cichym major Krzysztof Nawrocki, inspektor do spraw obronności i bezpieczeństwa w podmiotach leczniczych podległych Prezydentowi Miasta Stołecznego Warszawy.
Dlaczego został Pan żołnierzem?
W wojsku zawsze najbardziej podobała i podoba mi się jego Polskość. Do tego historia, pasja, konsekwencja i chęć sprawdzenia siebie. Ogromny wpływ na mój wybór miał rodzinny patriotyzm: zarówno osoba mojego stryja mjr. Władysława Nawrockiego i opowieści o nim, jak i rodzice, a szczególnie mama Krystyna. Mundur jej ojca pocztowca i harcerza Ludwika Danielaka też miał tutaj ogromne znaczenie, a szczególnie na rodzaj przeze mnie wybranych wojsk – łączność. W czasach, kiedy ja szedłem do wojska można było w nim bardzo wiele zmienić na lepsze. Z zewnątrz to by się nie udało. Nie byłoby to możliwe. Poza tym podobało mi się to, że wojsko przeważnie zawsze było ponad ułomną polityką i dla wojska ważne są przede wszystkim wartości i troska o losy Ojczyzny, bez względu na osłabiające ją systemy! Szczególnie bezpośrednio przed i w trakcie transformacji ustrojowej Polski okazało się to prawdziwe.
Gdyby to od Pana zależało, co zmieniłby Pan w obecnym wojsku?
Jeśli chodzi o Wojsko Polskie, to zacząłbym od korekty doktryny, która musi być spójna z zachodnimi ideałami i czas odciąć się nieco bardziej od sentymentów wschodnich. Nie znaczy to, że nie należy ze wschodem (Rosją) współpracować np. w ramach Studium Europy Wschodniej (SEW), ale szerzej dopiero wtedy, kiedy Rosjanie praktycznie wycofają się ze wschodniej Ukrainy i oddadzą Krym np. Tatarom Krymskim. Ale jeśli zacieśniać więzy z zachodem – pod kątem wojskowym, to głównie na zasadzie partnerstwa, wzajemnego szacunku i dotrzymywania umów międzynarodowych, bo z tym różnie w przeszłości bywało. Natomiast w wojsku zacząłbym od szkolenia rezerw i wszelakich grup paramilitarnych, grup rekonstrukcyjnych, survivalowych itd. zamiast służby z poboru – za którą tak się tęskni niektórym politykom! Nie ma prawie w ogóle szkolenia medyków w cywilu, nie posiadamy wysoko specjalistycznego wojskowego sprzętu do transportu medycznego, nie posiadamy nawet jednego autobusu do transportu wielonoszowego. Jeden kompletny wojskowy szpital polowy to stanowczo za mało (drugi w budowie).
A zakupy?
Co do zakupów, to skoncentrowałbym się na systemie rakiet bliskiego zasięgu – łącznie z nowoczesnym systemem kierowania i naprowadzania, oraz na systemie średniego zasięgu, z możliwością montażu głowic nuklearnych. To wystarczy na ewentualnego agresora. Stopniowo, konsekwentnie i mądrze – w systemie korzystnym dla Polski, należy dokonywać zakupów samolotów. Dlaczego teraz nie kupić np. 50 szwedzkich Gripenów (Saab JAS Gripen)? Nasi piloci poradzą sobie na każdym typie samolotów. Systemy szkoleniowe i obsługa techniczna są zbieżne z tymi, które posiada USA. Rakiety manewrujące JASSM – ER tak, ale nie za cenę, którą oferują nam zbrojeniowe firmy amerykańskie. Dobrze, że kupimy 70 śmigłowców bojowych (szturmowych) – to jest potężna siła i zapora dla czołgów, ale dlaczego wojsko nie kupuje polskich bardzo skutecznych w walce zestawów przeciwlotniczych Grom, które na dodatek produkuje firma MESco! A co z produkcją polskich śmigłowców? Zakup okrętów podwodnych z rakietami manewrującymi ma sens, ale pod warunkiem, że mogłyby one współdziałać z wojskami w ramach NATO – na innych akwenach wodnych, a nie tylko na Bałtyku. Jednak, czy na ich zakup Polskę stać? Trzeba też pamiętać o dostosowywaniu taktyki wojskowej do obecnych realiów takich jak : wojna informacyjna, pojawienie się „dronów”, walka w mieście, czy zakłócenia radioelektroniczne.
A co ze szkoleniami?
Generalnie jednak szkolić, szkolić i jeszcze raz szkolić. Śmielej wykorzystywać do tego celu przysposobienie obronne w szkołach, wykorzystując do tego celu np. rezerwistów i WP. Obok zwiększenia znaczenia i roli Narodowych Sił Rezerwowych (NSR), należy dostosować liczbę żołnierzy zawodowych do rodzaju wykonywanych zadań i zmniejszyć liczbę generałów – na korzyść kapitanów i majorów. Ciągłe zmniejszanie liczby godzin nauki PO i historii Polski w szkołach też nie ma sensu i prędzej, czy później obróci się to przeciwko tym, którzy takie decyzje podejmują. Należy zdecydowanie odrodzić i pobudzić harcerstwo, tworzyć paramilitarne grupy bojowe z rezerw itd., a choćby po to, aby zareagować w porę na tzw. “zielone ludziki”, czy zamieszki w obrębie rejonów przygranicznych. Trzeba też zabiegać o szersze poparcie społeczne dla spraw wojska. Na społeczeństwo oraz młodzież w chwili zagrożeń zawsze przecież można było liczyć, ale tylko wtedy, kiedy nie podcinamy im skrzydeł i systemu wartości. Ważne jest zapewnienie im godnej pracy, a tym samym możliwości rozwoju i utrzymania rodziny. Idee obrony rodziny, domu, przyjaciół, małej Ojczyzny, a w konsekwencji Polski, zawsze są najważniejsze w sercu każdego Polaka!
Czytaj także: Rodzina o patriotycznych korzeniach. Od XIV do XXI wieku