Na podstawie wpadek Bronisława Komorowskiego, które miały miejsce w ostatnim tygodniu można by napisać całkiem długi tekst. W niedzielę urzędujący Prezydent odwiedził Kraków. Jednak to, co nie ujrzało światła dziennego działo się po oficjalnej części spotkania.
W polityce najważniejszy jest czas, każda minuta w kampanii wyborczej jest na wagę złota. Dziwi więc to, że Bronisław Komorowski spóźnił się na umówione spotkanie ponad półtorej godziny. To, co działo się podczas przemówienia głowy państwa odbiło się szerokim echem w polskich mediach.
Liczne docinki ze strony członków komitetu wyborczego Prezydenta w stronę protestującego tłumu, który był znacznie liczniejszy od grupy sympatyków Bronisława Komorowskiego. Według naszych informacji w owych docinkach przodował Profesor Karol Musioł, były rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
O sprawie krzesła rozpisywały się portale, gazety, pokazywano ją w telewizji oraz mówiono w radiu. Więcej o sprawie TUTAJ. Jednak nie to było najgorsze. Po happeningu Prezydent zaprosił wszystkich do klubu „pod Jaszczurami”. Oficjalnie miało to być spotkanie z mieszkańcami. Jeden z naszych czytelników postanowił więc, wraz z kolegą, iść na nie i zadać Komorowskiemu kilka pytań.
Niestety nie było to takie proste. Jak mówi nam nasz czytelnik: – Przed wejściem usłyszeliśmy od funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, iż jest to spotkanie zamknięte, jednak finalnie zostaliśmy na nie wpuszczeni. Przypuszczam, że zdecydowała o tym tak bardzo modna ostatnimi czasy polityczna poprawność (jestem osobą niepełnosprawną, poruszającą się na wózku inwalidzkim).
Spodziewał się on, że ujrzy tam mieszkańców, zainteresowanych poznaniem poglądów Prezydenta na dręczące ich sprawy. Niestety, według jego relacji znaleźliśmy się w jednym pomieszczeniu z głową państwa, oraz śmietanką lokalnej, małopolskiej Platformy Obywatelskiej. Dalej było tylko gorzej. – Obecni w lokalu ludzie związani z PO w sposób niewybredny i nierzadko wręcz wulgarny wyrażali się w naszej obecności na temat protestującego podczas wiecu tłumu.
Nasz czytelnik spodziewał się merytorycznej dyskusji na poważne tematy, jednak to, co ujrzał przerosło jego wyobrażenia. – Spotkanie prezydenta państwa z mieszkańcami Krakowa wyglądało w sposób następujący: prezydent stał na scenie i cyklicznie robił sobie zdjęcia z ludźmi niczym nie przymierzając miś na zakopiańskich Krupówkach – relacjonuje nam. – Głównie fotografowali się z nim celebryci będący członkami komitetu poparcia, czy też np. ludowy zespół pieśni i tańca (!?). Nie było żadnego przemówienia, żadnej dyskusji, o zadawaniu jakichkolwiek pytań nie było nawet mowy.
Jak więc wyglądało spotkanie? – Pod koniec spotkania organizatorzy w sposób żałosny i nachalny nakłaniali zebranych w klubie ludzi (w tym i nas) do zrobienia sobie zdjęcia z prezydentem. To wszystko pod płaszczykiem spotkania z mieszkańcami miasta. Całe wydarzenie trwało niecałe pół godziny.
Jak skwitował to nasz rozmówca. – Czymś niesamowicie obrzydliwym jest dla mnie organizowanie agitatorskich spotkań wyborczych pod płaszczykiem spotkania z obywatelami, które z mieszkańcami Krakowa, ani z czymkolwiek obywatelskim miało niewiele wspólnego – zakończył.