„Stosy banknotów przekazywane w reklamówkach” – tak wyglądało według autora finansowanie działalności KLD (poprzedniczki PO) w pierwszym okresie polskiej demokracji. Piskorski jest też przekonany, że Kongres był wspierany z tajnych kont niemieckiego CDU. Ówczesny kanclerz Helmut Kohl miał prowadzić tajne rozmowy w tej sprawie z Krzysztofem Bieleckim.
Niespełna półtora roku temu Paweł Piskorski, współtwórca Kongresu Liberalno-Demokratycznego oraz ważna postać Unii Wolności i Platformy Obywatelskiej, w książce „Między nami liberałami” przedstawił swoją ścieżkę polityczną ukazując przy okazji „od kuchni” środowisko polityczne, w którym funkcjonował. Opisał kulisy tworzenia się KLD, różnych innych projektów politycznych, zakulisowe rozgrywki głównych aktorów, wewnętrzne intrygi i „krwawe walki”. Trudno nie odnieść wrażenia, że głównym „bohaterem” wspomnień Piskorskiego jest Donald Tusk. To on przerwał mu piękną karierę polityczną, ale nie tylko jemu. Książka w głównej mierze ukazuje Donalda Tuska jako bezwzględnego polityka łamiącego kręgosłupy najbliższym współpracownikom, gdy tylko zagrażają jego pozycji.
Ważnym momentem tego wywiadu-rzeki jest opisanie okresu tworzenia KLD i rządów Krzysztofa Bieleckiego. Tu autor stawia najsilniejsze zarzuty Tuskowi (ale nie tylko jemu) podając sposób finansowania KLD. Wspomina niejakiego Wiktora Kubiaka – biznesmena, który łożył wielkie pieniądze na działalność partii. „Stosy banknotów przekazywane w reklamówkach” – tak wyglądało według autora finansowanie działalności KLD (poprzedniczki PO) w pierwszym okresie polskiej demokracji. Piskorski jest też przekonany, że Kongres był wspierany z tajnych kont niemieckiego CDU. Ówczesny kanclerz Helmut Kohl miał prowadzić tajne rozmowy w tej sprawie z Krzysztofem Bieleckim. Co prawda Piskorski nie przedstawia w książce 100% dowodów, ale przekonuje czytelnika o prawdziwości tej tezy. Autor atakowany o pomówienie przez dziennikarzy tuż po ukazaniu się książki zapewnia, że jeśli będzie taka potrzeba, to przedstawi dowody w sądzie.
W dalszej części wywiadu rozmówca obrazuje proces tworzenia się Platformy Obywatelskiej, jej dojście do władzy oraz powolne, wyrachowane, nierzadko powiązane z intrygami, „likwidowanie” przez Donalda Tuska kolejnych współbraci partyjnych. Były premier przedstawiony jest jako człowiek bez zasad, bez honoru, hipokryta, intrygant, nie mający skrupułów przed politycznym zniszczeniem kogokolwiek, kto zagraża jego pozycji politycznej. Pierwszymi „ofiarami” lidera PO byli współtwórcy tego projektu: Andrzej Olechowski i Maciej Płażyński. Po pozbyciu się dwóch „tenorów” Tusk manipuluje podwładnymi tworząc różne „gierki polityczne”. Chcąc zyskać kogoś przychylność i oddanie obiecuje stanowiska, np. Rokicie premierostwo. Gdy tylko wyznaczona osoba wykona dla niego „czarną” robotę „likwiduje” go. Sposób ten okazał się bardzo skuteczny więc Tusk nie waha się stosować go wielokrotnie – między innymi wobec wspomnianego Rokity, Gilowskiej, Drzewieckiego, Schetyny, jak i autora wspomnień. Wykorzystuje też bezwzględnie wszelkie potknięcia wyimaginowanych przeciwników. W PO wytwarza się sytuacja wszechwładzy jedynego lidera, który „wszystko może”. Ktoś powiedział kiedyś, że najkrwawsza walka polityczna nie ma miejsca między partiami, ma miejsce wewnątrz partii. Relacja Piskorskiego w pełni potwierdza prawdziwość tej tezy.
Wydawać by się mogło, że publikacja książki wstrząśnie polską sceną polityczną. Nic takiego jednak nie stało się. Media przychylne PO zaprosiły co prawda Piskorskiego do studia na 10-minutową rozmowę, atakując go oczywiście, po czym zamilkły. Podobną zmowę milczenia zastosowali politycy wymienieni w książce z imienia i nazwiska. Nikt też nie pozwał autora za pomówienie. Dla osób znających realia polityczne w Polsce, śledzących i trzeźwo analizujących wydarzenia ostatnich 26 lat, fakty podane przez autora publikacji stają się wysoce prawdopodobne, graniczące z pewnością. Zmowa milczenia oraz brak pozwu przeciwko Piskorskiemu tylko potwierdzają ich prawdziwość.
Krótko po ukazaniu się książki skomentował ją Andrzej Olechowski, szczęśliwy posiadacz pseudonimu operacyjnego „Must” i jeden z trzech „tenorów” zakładających Platformę Obywatelską:
„Przeczytałem książkę. Jest tam wiele fragmentów, które mnie dotyczą, bądź opisują sytuacje, przy których byłem. Nie znalazłem tam nic nieprawdziwego. (…) Mam wrażenie, że to jest szczera książka. Pieniądze (od niemieckiej CDU – red.) mogły być, bo wtedy pieniędzy zagranicznych było w Polsce dużo. Zachód wspierał polską demokrację. (…) To jest, wydaje mi się, ciekawe, szczere i istotne świadectwo polskiej polityki w czasach, które opisuje Piskorski. (…) Ja tam też dowiaduję się o wielu manipulacjach, o których nie wiedziałem. O takich manipulacjach, które mnie dotyczyły wewnątrz Platformy. Było tam dużo draństwa, dużo świństw”.
Może nie całkowicie wprost, ale na pewno wypowiedź Olechowskiego można uznać jako potwierdzenie tez Piskorskiego o finansowaniu polskich „liberałów” przez zachodnich sąsiadów. Później jeszcze wielokrotnie Olechowski, mniej lub bardziej dosadnie, potwierdzał te i inne ciekawostki.
Wtajemniczeni w wiedzę z zakresu technik śledczych oraz z dziedziny psychologii wiedzą, że aby rozpracować mafię, należy podzielić ją od wewnątrz. W tym zakresie Polaków wyręczył sam Donald Tusk, który intrygami i eliminacją współtowarzyszy uczynił z nich śmiertelnych wrogów, a ci zaczęli „sypać”.
Cofnijmy się jednak w czasie do roku 1989. Po upadku Muru Berlińskiego wytworzyła się w Europie Wschodniej nowa sytuacja geopolityczna, na jakiś czas powstała tu pustka. Oczywistym jest, że tę pustkę możni tego świata (patrz: Europy) chcieli „zagospodarować” po swojemu. Najbardziej zainteresowani terenami między Odrą a Bugiem byli oczywiście nasi sąsiedzi ze wschodu i zachodu, zresztą etatowi nasi zaborcy. Pruskie i rosyjskie służby specjalne rozpoczęły więc penetrację naszego kraju w celu zdobycia jak największych wpływów.
Pamiętamy przecież głośną „moskiewską pożyczkę”, czyli przekazanie 1,2 mln dolarów amerykańskich przez Komunistyczną Partię Związku Radzieckiego na rzecz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Operację tę ze strony polskiej koordynowali Mieczysław Rakowski ze „starym kiejkutem” Leszkiem Millerem. Było zresztą w tej sprawie prowadzone śledztwo, ale nasza „niezależna” prokuratura oczywiście sprawnie je umorzyła w czasach rządów następczyni PZPR pod nową nazwą, SLD. Rzecz jasna, że ówczesny minister sprawiedliwości Jerzy Jaskiernia nie wniósł środka odwoławczego od tego „niezależnego” postanowienia. Z drugiej strony z kolei mamy do czynienia z przekazywaniem pieniędzy polskim politykom przez niemiecką CDU, co potwierdzają odtrąceni przez Tuska, Piskorski i Olechowski.
Na całe szczęście znaczenie SLD na polskiej scenie politycznej jest już znikome. Mam szczerą nadzieję, że po jesiennych wyborach opcja ta całkowicie odejdzie w polityczny niebyt, wskazują też na to sondaże. Jednakże, obojętnie od konkretnego wyniku wyborczego, politycy PO na pewno zasiądą jeszcze w ławach poselskich, co nie jest niestety dla dalszych losów Polski obojętne.
Obserwując i trzeźwo analizując wydarzenia polityczne ostatnich 26 pookrągłostołowych lat, w zestawieniu ze wspomnianymi powyżej „pożyczkami” i „darowiznami”, można zauważyć, że wszystko układa się w jedną logiczną całość. Nikt przecież nie daje pieniędzy za nic, o tym wie każde dziecko. Wyprzedaż polskiego majątku narodowego, likwidacja lub sprzedaż za bezcen polskiego przemysłu, opanowanie rynków finansowych (banki), handlu i mediów oraz ślepe wykonywanie poleceń z Brukseli (patrz: Berlina) są tego najlepszym dowodem. Ostatnie 8 lat pod rządami PO to kolonizacja gospodarczo-ekonomiczna Polski. W nagrodę „za wybitne zasługi” w tym procesie Donald Tusk otrzymał z rąk „Złotej Anieli” Merkel stanowisko „króla” Europy.
Czy potrzeba jeszcze więcej dowodów na to, że PO to niemiecka partia dla Polaków?!