Mamy pierwszy dzień września, a więc najwyższa pora zakończyć moje redaktorskie wakacje. Pierwszą rzeczą, jaka chodzi mi od jakiegoś czasu po głowie i nie daje spokoju, jest nadchodzący album Lany Del Rey Honeymoon. Jego premiera przewidziana jest na 18 września, a ja już nie mogę się powstrzymać, aby nie napisać czegoś na jego temat. Wiele szczegółów tej produkcji jest już bowiem znanych.
Lana Del Rey jest jedną z niewielu „mainsteramowych” artystek, które podziwiam. W popowej papce serwowanej na co dzień przez takie gwiazdeczki jak Nicki Minaj, Iggy Azalea czy starzejąca się już Britney Spears, Lana jest kompletnym objawieniem. Czym zwraca na siebie uwagę pośród kolorowych i rozebranych gwiazdek? Zdecydowanie jest to umiar i skromność. Próżno szukać w jej utworach i teledyskach agresywnego bitu, kolorowych strojów czy tancerek machających tyłkami. Lana jest spokojna i ma klasę, której w dzisiejszym przemyśle muzycznym po prostu brakuje.
Nadchodzące Honeymoon jest już czwartym studyjnym albumem wokalistki. Po kolorowym i pełnym przebojów Born To Die, melancholijnym i nastrojowym Paradise i rockowym Ultraviolence, nadchodzi pora na coś zupełnie nowego. Czy będzie to kopia poprzednich albumów czy zupełnie nowa jakość? Czas pokaże.
Czytaj także: O Braciach Figo Fagot trochę inaczej
W sieci pojawiły się już trzy piosenki z albumu przed oficjalną jego premierą, z czego jedna z nich ma status oficjalnego singla.
Pierwszą było tytułowe Honeymoon. Jest w nim wszystko, co Lana i jej fani lubią. Tempo piosenki jest umiarkowane, seksowne i relaksujące. W tekście pojawia się zagubiony chłopak z przeszłością mordercy, bezgranicznie zakochany w autorce tekstu. Głos Lany jak zwykle ciepły i zmysłowy wspaniale pasuje do całości kompozycji. Partią utworu, przy której fani dostają muzycznego orgazmu jest wers „Dark blue” na końcu refrenu, który wyśpiewany na dwa głosy robi naprawdę piorunujące wrażenie.
Kolejną piosenką i za razem pierwszy oficjalnym singlem jest High By The Beach. Tutaj pojawia się coś kompletnie nowego, ponieważ głos Lany został połączony z rapowym bitem. Oczywiście, Lana sama nie rapuje, ale melodyjny wokal artystki w tym zestawieniu brzmi całkiem nieźle. Teledysk do piosenki jest również dość interesujący, chociaż początkowo może wydać się nieco nudny. Ciekawostką jest to, że jest kręcony w domu Lany Del Rey.
Terrence Loves You to propozycja lekka, powolna i jazzowa, przez co niesamowicie nastrojowa. W sam raz do relaksu po ciężkim dniu.
Honeymoon wyrosło pod okiem takich producentów jak Emile Haynie, Justin Parker i Rick Nowels. Oprócz trzech, znanych nam już utworów na wydawnictwie pojawi się cover Niny Simone Don’t Let Me Be Misunderstood. Znana jest już pełna tracklista albumu i przedstawia się następująco:
2. Music to Watch Boys To
3. Terrence Loves You
4. God Knows I Tried
5. High by the Beach
6. Freak
7. Art Deco
8. Burnt Norton (Interlude)
9. Religion
10. Salvatore
11. The Blackest Day
12. 24
13. Swan Song
14. Don’t Let Me Be Misunderstood
Biorąc pod uwagę trzy wydane już piosenki, a także zestawienie producentów, możemy się spodziewać, że album będzie pod kątem muzycznym zróżnicowany. Sama Lana przy pierwszych zapowiedziach wydawnictwa przyznała, że album będzie podobny do Born To Die, a tamten miał bardzo interdyscyplinarny charakter muzyczny.
Jedyną rzeczą, jaka mi się nie podoba w nadchodzącym projekcie jest okładka albumu. Lana zawsze słynęła z prostoty, jednak to wygląda nie jak album, ale jak typowa, amerykańska reklama na bilbord. Kto wie, może taka kompozycja ma w sobie jakiś cel?
Jeśli chodzi o okładkę, ciekawostką jest fakt, że dzwoniąc pod numer telefonu, który się na niej znajduje, połączymy się z Honeymoon Hotline, gdzie możemy dowiedzieć się nowości, posłuchać piosenek a także … wykładu o ciałach niebieskich.
Nie pozostaje nam nic innego tylko czekać na całość wydawnictwa. Do premiery pozostało trochę ponad dwa tygodnie i nie pozostaje nam nic innego, jak uzbroić się w cierpliwość.