Anna Grzybowska, była koordynatora KOD Warmii i Mazur, opisała na swoim Facebooku wyjątkowo abstrakcyjną historię. Opowiedziała o swojej działalność na fejsbukowej grupy oddziału stowarzyszenia, na której oprócz swojego oficjalnego profilu posiadała również trzy tzw. „fejkowe” (fałszywe, zarejestrowane na inne nazwiska) konta. W pewnym momencie doszło do sytuacji, w której członkowie KOD chcieli usunąć ją ze stanowisko i zastąpić… jedną z nieistniejących postaci!
Grzybowska przyznała, że za pomocą „fejkowych” kont tworzyła… opozycję wobec samej siebie. Dawno temu byłam koordynatorką KOD Warmii i Mazur. Na mojej stronie miałam trzy fejkowe konta, o których wiedziałam tylko ja. Były mi potrzebne do tłumienia zamieszek. Jedno z nich, hodowane do zupełnie innych celów przez dobre trzy lata, wkręciło się w moją opozycję. Mówiąc w skrócie, moja fucha okazała się dla kilku osób szalenie atrakcyjna. W każdym bądź razie stałam się jedną z opozycjonistek w stosunku do samej siebie. Siedziałam na czatach zamkniętych i ogólnie „drożdżyłam”. I wszystko wiedziałam, a o to chodziło. W pewnym momencie moje fejkowe konto dostało nawet propozycję zastąpienia niejakiej Grzybowskiej… – napisała.
To jednak nie koniec opowieści. „Fejkowa” postać stworzona przez Grzybowską została bowiem zaproszona na spotkanie z jednym z członków stowarzyszenia, który chciał omówić cały proces usunięcia „prawdziwej” Grzybowskiej ze funkcji koordynatorki. Wreszcie jeden z moich opozycjonistów zapragnął się ze mną spotkać. Pojechałam do Mrągowa, a moja gęba nie była jakoś specjalnie wtedy znana, poza tym na zdjęciu profilowym mialam znaczek KOD, a na pozostałych byłam obcięta na zapałkę. Szansa rozpoznania była mizerna. Przedyskutowaliśmy problemy i sposoby na usunięcie Grzybowskiej. Było bardzo miło – zdradziła.
Czytaj także: Leszek Bubel w układzie. Materiał Fundacji LEXNOSTRA
To, co działo się później jest wyjątkowo zabawne. Jakiś czas później Grzybowska, już oficjalnie i pod swoim nazwiskiem, spotkała się ze wspomnianym mężczyzną. Jakiś czas później miałam spotkanie lokalnej grupy KOD w Szczytnie. Traf chciał, ze pojawił się tam mój rozmówca. Takiego numeru nie widziałam nigdy – facetowi zrobiły się oczy jak pięciozłotówki, wylał na siebie colę, poderwał się i uciekł. Nigdy na nikim nie zrobiłam tak piorunującego wrażenia… I tak ten odłam opozycji padł, po chwili odezwał się inny. Ale to już zupełnie inna historia – zakończyła.
Musimy przyznać, że cała historia jest tak abstrakcyjna, że aż trudno w nią uwierzyć. Nie jest to jednak pierwsza opowieść, którą na swoim profilu publicznie opisuje Grzybowska. W marcu tego roku również zamieściła na Facebooku wpis, w którym, kolokwialnie pisząc, „przejechała się” po swojej byłej organizacji i Mateuszu Kijowskim. Pisaliśmy o tym TUTAJ.
źródło: Facebook
Fot. Jarosław Szeler/wMeritum.pl