W sobotę informowaliśmy, że znany prowokator – Andrzej Hadacz najprawdopodobniej był tajnym współpracownikiem komunistycznej Służby Bezpieczeństwa. Sam zainteresowany stanowczo zaprzecza tym doniesieniom, a politycy opozycji zdecydowanie się od niego odcinają.
Jako pierwszy o sprawie poinformował użytkownik Twittera publikujący swoje wpisy pod pseudonimem John Bingham. Napisał on, że Andrzej Hadacz, znany prowokator spod krzyża, był tajnym współpracownikiem SB. Najbardziej znany prowokator spod krzyża urodził się jako Andrzej Dobosz. W 1988 został zarejestrowany jako TW SB. Potem zmienił nazwisko. – napisał Bingham.
Najbardziej znany prowokator spod krzyża urodził się jako Andrzej Dobosz. W 1988 zarejestrowany jako TW SB. Potem zmienił nazwisko.
— John Bingham (@johnbinghamjr) 25 lutego 2017
Jak wynika z informacji, do których dotarli dziennikarze portalu wPolityce.pl mężczyzna nazywał się wówczas Andrzej Dobosz i był zatrudniony w Kopalni Węgla Kamiennego w Jastrzębiu Zdroju. Współpracę ze swoim agentem SB zakończył w 1988 r. – z powodu popełnienia przestępstwa.
Sam Hadacz dementował te pogłoski. To są skandaliczne informacje, które ktoś gdzieś powiela, być może w Internecie. Nic takiego nie miało miejsca. (…) Przestępstwo? Żadne przestępstwo nie miało miejsca! – mówił w rozmowie z TVP. Na antenie tej stacji Hadacz nie był w stanie powstrzymać emocji i niemal się rozpłakał.
Nie za bardzo jednak wiadomo o co mu chodziło ponieważ twierdził, że „telewizje prawicowe zrobiły mu wielką krzywdę”, a za chwilę dodaje, że chodziło o pamiętny spot Platformy Obywatelskiej, w którym występił. Zaskakujące też są jego słowa o „ludziach z Watykanu”. To oni wszyscy do mnie przychodzili, bo czuli oni, widzieli, że coś jest w tym facecie (…), że uczciwy facet. – tłumaczył.
Źródło: wmeritum.pl; facebook.com/TVP Info
Fot.: Facebook.com/TVP Info