Po szczycie w Rzymie UE jest wzmocniona; członkostwo Polski przynosi korzyści, ale ciągle nie udało się wprowadzić kraju do strefy euro – ocenili w niedzielę politycy m.in. SLD i PSL, którzy uczestniczyli w negocjacjach akcesyjnych Polski do UE.
Unia Europejska po Rzymie wyszła wzmocniona, Polska przestała być państwem, gdzie się stawia znaki zapytania, czy jest w Unii Europejskiej. Polska jest w UE, jest tylko pytanie, jak mocno, w jakim stopniu Unia Europejska jest w Polsce – powiedział wiceprzewodniczący PE Bogusław Liberadzki, który wziął udział w konferencji zorganizowanej z okazji 60-lecia utworzenia UE.
Podkreślał, że dla UE podstawowe znaczenie mają takie wartości jak pokój, solidarność, prawa podstawowe i państwo prawa, a także dążenie do umacniania Unii, która „będzie silniej wypowiadać się” w sprawach kluczowych dla Europy. „Polska będzie obserwowana z punktu widzenia spełniania tych kryteriów” – zaznaczył Liberadzki.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Były wicepremier i minister finansów Grzegorz Kołodko powiedział, że jednym z powodów, dla których objął stanowisko w rządzie, był udział w finalizacji rozmów akcesyjnych. Udało się, uważam, że wtedy nie można było wynegocjować lepszych, bardziej korzystnych warunków naszego członkostwa – powiedział Kołodko, który określił siebie jako technokratę, bezpartyjnego fachowca.
Przez osiem lat rządów PO nie udało się zrealizować strategicznego celu w postaci wprowadzenia Polski do euro, a euro do Polski – dodał Kołodko, przypominając deklaracje premiera Donalda Tuska z 2008 r., że w 2011 r. w Polsce zostanie wprowadzone euro. Obawiam się, że teraz, pod innym postsolidarnościowym rządem, być może jesteśmy skazani na to, że przez osiem lat nie będziemy w stanie wprowadzić euro, skazując się na pewną peryferyzację – powiedział.
Ocenił, że gdyby Polska była w euro, przyczyniłoby się to nie tylko do rozwoju ekonomicznego, ale wzmocniłoby pozycję polityczną kraju, a gospodarka byłaby inaczej odbierana przez rynki finansowe.
Były premier i b. szef SLD Leszek Miller opowiedział się przeciw utrzymywaniu „sztucznej jedności” UE, wskazując na różnice między państwami członkowskimi.
Nie da się utrzymać sztucznej jedności w grupie 27 państw – powiedział Miller, który kończył negocjacje w sprawie przyjęcia Polski do Unii. Przypomniał, że kiedy Polska negocjowała członkostwo, Unia składała się z 15 krajów zbliżonych pod względem rozwoju gospodarczego, rozwiązań politycznych i socjalnych.
Już dzisiaj mamy podział krajów unijnych na różne kręgi integracji. Część krajów jest w Schengen, a część nie; część jest w euro, część, nie; część chce przyjmować uchodźców, a część nie chce, niektóre podpisały specjalną deklarację o symbolach Unii, a część nie, niektóre w całości zaakceptowały Kartę Praw Podstawowych, a Polska i Wielka Brytania nie zaakceptowały, jest też widoczny zróżnicowany poziom rozwoju gospodarczego – argumentował.
Uważam, że utrzymywanie UE w sztucznej jedności jest dysfunkcjonalne dla Unii Europejskiej, trzeba pójść na bardziej elastyczne formy organizacji, niemniej jądro musi być wyraźnie określone – to jest oczywiście strefa euro, która musi być obudowana instytucjami politycznymi – ocenił.
Dlatego ratunkiem dla UE jest większa elastyczność i skupienie tych krajów, które chcą się głębiej integrować, wokół strefy euro – powiedział.
Miller wyraził zadowolenie, że premier Beata Szydło podpisała w sobotę deklarację ze szczytu w Rzymie, podkreślił zarazem, że deklaracja „nie ma żadnego znaczenia prawnego, to jest wykładnia polityczna”.
Europoseł, były wicepremier Jarosław Kalinowski (PSL), który także uczestniczył w negocjacjach polskiego członkostwa, podkreślił, że UE jest dla Polski „strefą bezpieczeństwa i rozwoju”.
Jeszcze do niedawna nikomu do głowy nie przychodziło, że mogą pojawić się politycy, którzy chcieliby, jeżeli nie Polskę z Unii, to Unię z Polski wyprowadzać – powiedział. Wyprowadzane są z Polski fundamentalne zasady, którymi kieruje się UE – ocenił, wzywając zwolenników Unii i jej wartości do wspólnego działania.
źródło: PAP
Fot. pixabay.com