Zaskakujący wynik sondażu IBRiS dla Radia ZET i „Faktu”. Wynika z niego, iż co czwarty Polak zagłosowałby na Roberta Biedronia, gdyby ten zdecydował się wystartować w wyborach prezydenckich w 2020 roku.
Autorzy sondażu zadali Polakom pytanie, czy zagłosowaliby na Roberta Biedronia, gdyby ten wystartował w wyborach prezydenckich w 2020 roku. Wynik był zaskakujący. Okazuje się bowiem, że aktualnego prezydenta Słupska poparłby, co czwarty Polak.
Chęć głosowania na niego zadeklarowało 26,5 proc badanych. 32,9 proc. odpowiedziało z kolei, że zagłosuje na Biedronia, jeżeli ten w drugiej turze zmierzyłby się z urzędującym prezydentem, Andrzejem Dudą.
Czytaj także: Robert Biedroń wystartuje w wyborach prezydenckich? Jasnej deklaracji nie ma, ale jest ciekawa wypowiedź
32,3 proc. respondentów zapowiedziało, że na Biedronia nie zagłosuje. Aż 60 proc. z nich deklaruje, że nie zrobi tego z uwagi na poglądy prezydenta Słupska, a 6,2 proc. badanych dlatego, że jest homoseksualistą. „Inne powody” wymieniło 19,1 proc. ankietowanych. W całej sprawie zdania nie ma z kolei 14,5 proc. badanych.
Co czwarty Polak zagłosowałby na Biedronia, gdyby wystartował w wyborach prezydenckich w 2020 –
sondaż IBRIS dla @FAKT24PL i @RadioZET_NEWS.— Radio ZET NEWS (@RadioZET_NEWS) 9 maja 2017
Biedroń prezydentem?
Pod koniec kwietnia Robert Biedroń udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej”. Polityk komentował w nim m.in. politykę prowadzoną przez Prawo i Sprawiedliwość. Biedroń wypowiedział również słowa, które mogą świadczyć o tym, że rozważa on start w wyborach prezydenckich.
Biedroń krytykował politykę prowadzoną przez PiS. Przekonywał jednocześnie, że zbawieniem dla naszego kraju nie będzie powrót z Brukseli Donalda Tuska. Jego zdaniem szef Rady Europejskiej jedynie podtrzyma „fatalny i męczący podział na PO i PiS, degradujący fundamenty naszego państwa i społeczeństwa”. Bo nie chodzi o powrót opiekuńczego ojca, tylko o to, by się zastanowić, co zrobić, by ludzie, którzy chcą głosować na Kaczyńskiego, uwierzyli, że państwo może funkcjonować inaczej, a nie za pomocą walk wrogich sobie obozów – mówił.
W dalszej części rozmowy prezydent Słupska porównał przedstawicieli PiS do… „barbarzyńców”. Kiedy narastało zagrożenie, że nadejdą barbarzyńcy i rozwalą nam kraj, to PO jeszcze dolewała ciepłej wody, a my wierzyliśmy, że wszystko będzie dobrze. I nagle barbarzyńcy stawili się u bram Rzymu, zdobyli Rzym i nas wycinają – oświadczył.
Kolejna wypowiedź Biedronia dała nowe pole do spekulacji wszystkim, którzy sugerują, iż polityk włączy się w batalię o objęcie prezydentury w naszym kraju. Gdy dziennikarka oświadczyła, że polska scena polityczna zdominowana jest przez dwie partie: PiS oraz PO, Biedroń odpowiedział, iż ten stan rzeczy niekoniecznie musi się utrzymać. W tym miejscu posłużył się przykładem Emmanuela Macrona we Francji. Spokojnie, spokojnie. Emmanuel Macron zainicjował swój ruch niecały rok przed wyborami prezydenckimi. Wygrał pierwszą turę i prawdopodobnie wygra drugą – odparł.
Słowa prezydenta Słupska nie są wprawdzie jasną deklaracją, ale mimo to natychmiast wywołały falę spekulacji, iż polityk jednak zechce ubiegać się o fotel głowy państwa. Co ciekawe, sam zainteresowany nie wyklucza takiego posunięcia. Jak podaje portal fakt.pl, na początku kwietnia podczas jednego ze spotkań z wyborcami były poseł Twojego Ruchu sugerował, że „jeżeli Kaczyński wkurzy go tak, że nie będzie mógł wytrzymać”, wówczas stworzy własny komitet wyborczy i ruszy w Polskę.
źródło: Fakt, Radio ZET, Twitter, wyborcza.pl
Fot. Wikimedia/Zboralski