Są takie historie, które potrafią poruszyć cały kraj. Z pewnością należy do nich historia pana Roberta Iwanówa, który każdego weekendu musiał przemierzać 50 kilometrów, by odwiedzić żonę w szpitalu. Informuje o tym portal KK24.pl.
Pan Robert jest mieszkańcem Kędzierzyna Koźla. Z racji, że w tygodniu pracuje, jedynie w weekend ma możliwość odwiedzenia chorej żony, która przebywa w szpitalu w oddalonych o 50 kilometrów Branicach. Pojawia się jednak problem, ponieważ w weekend na tej trasie nie ma żadnych środków transportu, a pan Robert nie ma możliwości dojazdu.
Sam przyznaje, że nie wyobraża sobie, by chociaż raz w tygodniu nie odwiedzić żony. – Niestety, tylko w weekend mogę odwiedzać żonę, w tygodniu pracuję. Kiedyś były bezpośrednie połączenia z Koźla do Branic, lecz to się zmieniło. Teraz w soboty i niedziele nie ma jak dojechać do szpitala. Nie mam samochodu ani innej możliwości dojazdu, więc zostają tylko własne nogi i dobroć przejeżdżających kierowców. Nie wyobrażam sobie, abym nie odwiedził mojej żony w szpitalu chociaż raz na tydzień – mówi pan Robert w rozmowie z portalem KK24.pl.
Czytaj także: \"Spalić wiedźmę\". Nowa książka Magdaleny Kubasiewicz [fragment]
Mieszkaniec przemierzał tę trasę licząc na dobroć kierowców, którzy go podwozili. Zwykle droga w obie strony zajmowała mu jakieś 8 godzin, ponieważ musiał najczęściej przejść pewien odcinek, by złapać autostop. Ostatnio jednak to się nie udało.
Jednego dnia żaden z kierowców się nie zatrzymał i pan Robert 50-kilometrową trasę do domu musiał pokonać pieszo. Zajęło mu to 10 godzin. – Trasę powrotną pokonałem w 10 godzin, buty zdarte, siły na wykończeniu. Dobrze, że w niedzielę były otwarte miejscowe sklepy. Choć wodę mogłem kupić. Owszem, lubię chodzić, ale tego dnia miałem naprawdę dość. Nikt nie chciał się zatrzymać. A ja szedłem, szedłem i szedłem… Po dotarciu do domu padłem ledwo żywy i poduszkę doceniłem bardziej niż zawsze – mówił.
Czytaj także: Food trucki na trasie do Morskiego Oka. Będą lokalne produkty i darmowa woda!