W ostatnich dniach obserwujemy wzrost napięcia na linii Waszyngton-Pjongjang. W poniedziałek do konfliktu włączyły się Chiny, które zapowiedziały wstrzymanie importu towarów z Korei Północnej. Możliwe, że to własnie ten ruch spowodował reakcję Pjongjangu. Koreańska Centralna Agencja Prasowa (KCNA) opublikowała odpowiedź, w której Kim Dzong Un uzależnia dalsze decyzje od ruchu Amerykanów.
Kilka dni temu (9 sierpnia) podczas konferencji prasowej zorganizowanej w Bedminister (New Jersey) prezydent USA, Donald Trump w ostrych słowach wypowiedział się na temat gróźb, które w kierunku jego kraju nieustannie kieruje Korea Północna. Trump stwierdził, że jeśli takie zachowanie się utrzymają, to Koreę spotka „ogień i gniew”.
Na odpowiedź Pjongjangu nie trzeba było długo czekać. Kilka godzin po słowach Donalda Trumpa, reżim w specjalnym komunikacie zapowiedział ostrzelanie wyspy Guam. Zagrożenie było poważne, bowiem leżąca na Oceanie Spokojnym wyspa, to miejsce na którym znajduje się baza marynarki wojennej i lotnictwa USA. Na terenie Guam żyje około 160 tys. osób.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Na zaostrzenie stosunków zareagowały Chiny, które wczoraj zapowiedziały, że od 15 sierpnia wprowadzą ograniczenia w imporcie wielu produktów z Korei Północnej.
Jeszcze w poniedziałek w nocy pojawiła się informacja USA, że żołnierze odnotowali ruch mobilnych wyrzutni rakietowych. Jednak m.in. z oświadczenia wydanego przez północnokoreańską agencję prasową wynika, że sytuacja może zostać opanowana.
Dowiadujemy się z niego, że w poniedziałek (14 sierpnia) Kim Dzong Un udał się z wizytą na teren siedziby sił zbrojnych Koreańskiej Armii Ludowej. Na miejscu zapoznał się z planami wystrzelenia rakiet w kierunku Guam.
Postawił północnokoreańską armię w stan gotowości, jednak stwierdził również, że do odpalenia rakiet nie dojdzie w tym momencie. Natomiast Pjongjang będzie się przyglądał temu, jaki ruch wykonają Stany Zjednoczone. W ten sposób to od Donalda Trumpa będzie zależał dalszy rozwój konfliktu.