W grudniu zeszłego roku, podczas protestów opozycji przed Sejmem oraz blokady sali plenarnej, Joanna Mucha, posłanka PO, miała zostać pobita przez Straż Marszałkowską. Mówiła o tym sama zainteresowana podczas wiecu zorganizowanego przez budynkiem parlamentu. Teraz w rozmowie z dziennikarką „Gazety Wyborczej”, Justyną Dobrosz-Oracz, wycofuje się z tych słów.
Mucha twierdziła, że do zdarzenia doszło w sobotę 17 grudnia ok. godziny 3 nad radem w budynku Sejmu przed gabinetem jednego z marszałków. Byłam w tym miejscu i również zostałam poturbowana, pobita przez Straż Marszałkowską – mówiła ze sceny ustawionej przed budynkiem parlamentu. W polskim parlamencie bije się posłów – dodała chcąc podkreślić dramaturgię całego zajścia. Wideo z jej wypowiedzi znajdą państwo W TYM MIEJSCU.
Po kilku miesiącach od rzekomego „pobicia” Mucha zmieniła zdanie. W rozmowie z dziennikarką „Gazety Wyborczej”, Justyną Dobrosz-Oracz przyznała, że opowiadając o zdarzeniu mogła użyć zbyt mocnych słów. Na pytanie, czy wniosła jakiś akt oskarżenia w tej sprawie posłanka PO odparła: Nie wniosłam aktu oskarżenia. Nie jestem taką osobą, która by robiła jakieś wielkie zamieszanie wokół swojej osoby. Może pobita to jest za duże słowo…
Gdy dziennikarka przypomniała jej, że faktycznie użyła takich słów, posłanka partii opozycyjnej zaprzeczyła. Nie, nie. Ja nie mówiłam, że zostałam pobita. Mówiłam, że zostałyśmy potargane, bo tak rzeczywiście było – oświadczyła Mucha.
Oj, kłamstwo ma krótkie nogi pani poseł…
#Mucha
– Kłamczuszek?????? pic.twitter.com/4OnV6y1ebB— PikuśPOL (@pikus_pol) 19 sierpnia 2017
źródło: Twitter, tvn24.pl
Fot. Twitter