Niebezpieczny i śmiercionośny wirus grypy, który został zdiagnozowany w Australii, zmierza ku Europie. Specjaliści nie mają wątpliwości, prędzej czy później dotrze na nasz kontynent.
Nie ma sensu podejmować prób zamykania granic. To prawie nieuniknione, że do nas (Europy – przyp. red.) przyjdzie. Nadchodzący sezon zachorowań może być najgorszy od wybuchu epidemii grypy w Hongkongu w 1968 roku – mówi cytowany przez „Daily Express”, prof. Robert Dingwall z Nottingham Trent University w Wielkiej Brytanii.
Wirus H3N2, o którym mowa od kilku miesięcy nęka mieszkańców Australii. W sierpniu na tę konkretną odmianę grypy zachorowało 30 tys. obywateli tego kraju. Łącznie chorych jest lub było 140 tys. osób.
Zgodnie z oficjalnym komunikatem przedstawicieli tamtejszej służby zdrowia, w wyniku zachorowań zmarło co najmniej kilkanaście osób. Wśród nich matka dwójki dzieci, która pracowała jako recepcjonistka w jednej z przychodni w Canberze. Lokalne media podają, że kobieta została zainfekowana pomimo tego, iż wcześniej zaszczepiła się na grypę.
Australijscy lekarze alarmują, że wirus bardzo szybko mutuje, w związku z czym szczepionka, która podawana była pacjentom w zeszłym miesiącu, dziś może być już nieskuteczna. Specjaliści obawiają się, że może to doprowadzić to dużej liczby ofiar śmiertelnych. Stopień umieralności nie został jeszcze ujawniony, ale podejrzewamy, że są to dużo poważniejsze liczby niż w poprzednich latach – mówi wspomniany prof. Robert Dingwall.
Specjaliści twierdzą, że Europa musi się szykować na epidemię. Wskazują, iż najprostszą drogą do przeniesienia wirusa na nasz kontynent są podróże Australijczyków, którzy mogą być jego nosicielami. Brytyjczycy już teraz sprawdzają, czy dostępne w ich kraju szczepionki będą skutecznie chronić mieszkańców Wysp przed zachorowaniem. Podkreślają jednocześnie, że jeśli epidemia naprawdę wybuchnie, tamtejsza służba zdrowia może mieć duży problem z udzieleniem pomocy duże liczbie chorych.
źródło: o2.pl
Fot. Pixabay.com