Gościem wczorajszego programu „Kuba Wojewódzki” był Tomasz Hajto. Były piłkarz reprezentacji Polski oraz Schalke 04 w rozmowie z popularnym celebrytą opowiedział m.in. o swoich początkach w Niemczech. Zdradził, jak zareagowali na niego koledzy z drużyny, gdy pierwszy raz wsiadł do klubowego autokaru.
Hajto opowiedział anegdotę z czasów, gdy występował jeszcze w polskiej lidze. Któregoś dnia do Górnika Zabrze, ówczesnego klubu piłkarza, wpłynęło zaproszenie na testy z niemieckiego MSV Duisburg. Ślązacy przystali na propozycję, a Hajto udał się do Niemiec.
Zawodnik miał dostać się do Monachium. Na miejscu odebrali go klubowi działacze, którzy zawieźli go do autokaru. Gracze MSV wyjeżdżali bowiem na obóz do austriackiego Innsbrucka. Tutaj dochodzimy do kulminacyjnego punktu opowieści. Wsiadłem do autobusu. To był 97 rok, w Polsce była trochę inna moda. Wtedy modne były m.in. saszetki, które noszą dziś taksówkarze. Mieli ze mnie taką bekę w autobusie… Śmiali się całą drogę do hotelu – zdradził „Hajtowy”.
Były piłkarz przyznał, że w tamtym momencie nie wiedział z czego śmieją się niemieccy piłkarze. Dowiedział się po kilku miesiącach, gdy nauczył się języka i uciął sobie pogawędkę z jednym z piłkarzy pochodzącym z dawnej Jugosławii. Pytam jednego z „Jugoli”, bo sobie przypomniałem: „z czego oni się tak śmiali?” A on mówi: „no z tego jak byłeś ubrany. Nie widziałeś jak zasłaniali oczy?”. Wtedy w Polsce była taka moda na odblaskowe koszulki. Taki fluorescencyjny kolor. Do tego spodnie lniane i pamiętam miałem taki mokasyn bazarowy. Wtedy to u nas był top! – opowiadał Hajto ku uciesze publiczności.
Kto myślał wtedy o modzie. Były takie czasy, że polskie kluby ledwie wiązały koniec z końcem. Czasami na pensję w klubie czekało się osiem miesięcy – tłumaczył były zawodnik.
źródło: TVN
Fot. screen/player.pl