Możecie mnie nazwać gnidą i kimś, kto nie szanuje majestatu śmierci, ale nie mogę już tego czytać. Facet, który się podpalił był PIER********. Na szczęście na tyle pierd*****ty, by zabić siebie, a nie kogoś innego. Granie nim to jak granie kiedyś Kononowiczem, tylko x1000 – napisał Krzysztof Stanowski na Twitterze, czym wzbudził ogromne kontrowersje. Teraz dziennikarz tłumaczy swój wpis za pośrednictwem Facebooka.
Wpis Stanowskiego tyczył się oczywiście Piotra Sz., mężczyzny, który 19 października podpalił się pod Pałacem Kultury i Nauki, a 10 dni później, w wyniku odniesionych obrażeń, zmarł w szpitalu. Mężczyzna osierocił dzieci, zostawił również żonę. Jego dramatyczny czyn związany był, jak twierdził, z haniebną polityką Prawa i Sprawiedliwości.
Stanowski nazwał Sz. „pier********”, czym wywołał w sieci prawdziwą burzę. Dziennikarz musiał przyjąć „na klatę” ogromną ilość negatywnych komentarzy. W końcu postanowił opublikować dłuższy wpis na Facebooku, w którym wyjaśnił dlaczego użył tak dosadnego określenia. Przyznał również, że nie zmieni swojego zdania w całej sprawie.
Napisałem wczoraj na Twitterze to co uważam – że ktoś, kto zostawia rodzinę i odbiera sobie życie w akcie antypisowskim jest pierd… (tutaj wykropkuję, bo Facebook czuły, w każdym razie końcówka tego słowa to „lnięty”). Chociażby naskoczyło na mnie stu poważnych ludzi i sto tysięcy niepoważnych, zdania nie zmienię – wyjaśnił.
Stanowski tłumaczy, że faktycznie mógł użyć lżejszego określenia, pisząc np., że Sz. był chory psychicznie, ale wówczas jego wpis przeszedłby bez echa. Mogłem napisać, że był chory psychicznie i wtedy wpis pewnie przeszedłby bez echa. Ale niestety, dość już było wpisów na ten temat, które przeszły bez echa i z drugiej strony idiotycznych, propagandowych zakalców, wykorzystujących śmierć tej chorej osoby do politycznych celów – napisał.
Zdanie więc moje jest jasne – facet poważnie zbzikował, całe szczęście, że targnął się na życie swoje, a nie cudze, chociaż przy tej skali zbzikowania nie wykluczam, że po prostu łatwiej było unicestwić siebie i niż lidera nielubianej partii. Tak czy siak, należałoby zapalić świeczkę i nie grać tym całym dramatem, ale niektórzy nie potrafią. Uważają, że mogą sobie stworzyć jakąś ikonę walki o demokrację i wolność słowa, a jednocześnie w zakresie wypowiedzi o tej ikonie ograniczyć ową wolność – dodał.
Dziennikarz odniósł się również do komentarzy internautów, którzy sugerowali, że Sz. nie miał problemów ze zdrowiem. Stanowski przyznał, że dyskutował z nimi, ale osoby te nie potrafiły wyjaśnić dlaczego, skoro miedzy nimi a Sz. nie było żadnej różnicy, Sz. nie żyje, a oni tak. Jakaś przecież być musi – pisze „Stan”.
Nie mam zamiaru nikogo przepraszać. Raczej jako warszawiak sam czekam na przeprosiny za niszczenie Placu Defilad poprzez tablice poświęcane szaleńcom – oznajmił.
źródło: Facebook, wMeritum.pl
Fot. Pexels.com