W czwartej serii spotkań MŚ Niemcy 2017 reprezentacja Polski wyraźnie przegrała z Węgrami 28:31 (11:13) i w zasadzie straciła szanse na awans do najlepszej szesnastki turnieju. W piątek, na zakończenie fazy grupowej, Biało-czerwone zmierzą się z Argentyną (g. 14:00).
Jeszcze przed meczem obaj trenerzy skorzystali z możliwości zmiany. Leszek Krowicki do zespołu wprowadził Monikę Michałów, a Kim Rasmussen – Zitę Szucsanszki.
Po dwóch akcjach, Kingi Achruk i Moniki Kobylińśkiej, prowadziliśmy 2:0. Rywali szybko wyrównały. Pierwsze minuty meczu dobitnie wskazywały, że będzie to prawdziwa bitwa. Do finałowej syreny. Nasze zawodniczki, występujące podobnie jak w spotkaniu z Szwecją w czerwonych koszulkach i spodenkach, prezentowały zmienność zagrań i ustawienia. Grą Węgierek kierowała Anita Goerbicz, mająca na reprezentacyjnym koncie blisko 230 występów i 1100 bramek.
Czytaj także: Przedostatni dzień fazy grupowej MŚ Czechy 2015
Po trzeciej karze Madziarki były zmuszone grać w podwójnym osłabieniu. Niestety szczęście dopisywało rywalkom, ponieważ dwa razy pika po rzutach Polek odbijała się od poprzeczki. Formą imponowała Adrianna Płaczek, która nawet w sytuacjach sam na sam wychodziła obronną ręką. Po golu Aniko Kovacsis drużyna Rasmussena objęła prowadzenie 11:8. Reakcja trenera Krowickiego mogła był tylko jedna – przerwa na żądanie. W ostatniej akcji Biało-czerwone zagrały siódemką zawodniczek w polu. Pokerowa zagrywa się powiodła i straty zostały zmniejszone do dwóch trafień. Niewiadomą kwestią pozostawało, która drużyna lepiej kondycyjne zniesie trudy spotkania.
Początek drugiej odsłony nie był pomyślny dla Polek, gdyż rywalki szybko zdobyły trzy gole, nie tracąc żadnego. Na domiar złego nasza drużyna nie wykorzystała drugiego karnego w meczu. Tymczasem Madziarki zaczęły uzyskiwać przewagę 6-7 bramek. Zmiana w bramce na Weronikę Gawlik miała zastopować napór rywalek. Nie miało to przełożenia na korzystny wynik i Płączek powróciła między słupki. Anett Kisfaludy, za faul na Karolinie Kudłacz-Gloc, otrzymała czerwoną kartkę. Nie wyglądało to dobrze. Nasza rozgrywająca opuściła boisko słaniając się na nogach. Prowadzenie rywalek nie malało. Wpływ na to miała duża liczba prostych błędów technicznych popełnianych przez zespół trenera Krowickiego. Kudłacz-Gloc w 55. minucie wróciła do gry. Polki zaczęły odrabiać straty, ale na doprowadzenie chociażby do remisu zabrakło zwyczajnie czasu.