Od kilku dni w mediach społecznościowych podawana jest fotografia plakatu z ogłoszeniem o prace, który miał zostać wywieszonym w jednym ze sklepów sieci Biedronka. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, iż oferta pracy w markecie jest skierowana jedynie do obywateli zza naszej wschodniej granicy. Po medialnej burzy głos zabrali przedstawiciele właściciela sieci sklepów, przedsiębiorstwa Jeronimo Martins.
Zatrudnimy sprzedawcę – kasjera. Proponujemy państwu: umowę bez okresu próbnego, elastyczne godziny pracy dostosowane do państwa potrzeb, atrakcyjne wynagrodzenie plus comiesięczną i roczną premię, zestawy dla dzieci dla pierwszoklasistów i noworodków, doładowaną karty Prepaid do użytku w sklepach HEBE i Biedronki, program pożyczek i pomocy, kartę Multisport oraz możliwość skorzystania z prywatnej opieki medycznej i ubezpieczeń na życie plus pakiet szkoleniowy. Do twoich obowiązków w sklepie należą: obsługa klienta, praca z towarem, podtrzymywanie czystości w sklepie. Swoje CV przekaż kierownikowi sklepu – brzmi treść ogłoszenia (cytat za money.pl).
Publikacja powyższej fotografii sprawiła, iż w mediach społecznościowych rozpętała się prawdziwa burza. Internauci zwracali bowiem uwagę, że pracownik sklepu powinien znać język polski, a sporządzanie ogłoszenia o pracę w języku ukraińskim sugeruje, iż nasz język w pracy nie będzie potrzebny.
W wyniku medialnej zawieruchy głos zabrali przedstawiciele przedsiębiorstwa Jeronimo Martins, właściciela Biedronki. Jeronimo Martins obecnie nie prowadzi rekrutacji w języku ukraińskim i plakat pochodzi z rekrutacji prowadzonej w wybranych lokalizacjach pod koniec 2016 roku – podano w oficjalnym komunikacie przesłanym do serwisu money.pl.
Przedstawiciele firmy dodają również, że pod koniec stycznia tego roku Ukraińcy stanowili 2,4 proc. ogółu pracowników i że „decyduje się na zatrudnianie ich szczególnie w sytuacjach, gdy nie ma możliwości znalezienia kandydatów z lokalnego rynku pracy”.
źródło: money.pl
Fot. Wikimedia/Henryk Borawski