Sara Andrychiewicz jest 27-letnią mężatką z Piotrkowa Trybunalskiego. Prowadzi blog lifestylowy muffincase, na którym opisała swoją historię związaną ze Świadkami Jehowy. Kobiety odeszła od tego wyznania i teraz ujawnia wstrząsające fakty ze swojej przeszłości.
Kobieta urodziła się w rodzinie Świadków Jehowy i od najwcześniejszego dzieciństwa była wychowywana w tym duchu. Jak pisze na blogu, od początku miała wiele zastrzeżeń do swojej ówczesnej wiary. Gdy więc chodzisz do szkoły, cały czas masz w głowie, że nie powinnaś się za bardzo kolegować z tymi dziećmi, „bo one nie czczą Jehowy i zginą w Armagedonie”. I to była pierwsza rzecz, która mi się nie zgadzała. – wspomina Sara.
Myśli samobójcze
27-latka przyznaje, że od dawna przygotowywała się do publikacji, bo wie, że będzie się to wiązało dla niej z poważnymi konsekwencjami. Gdy zdecyduję się na opublikowanie tego wpisu, nieodwracalnie zmienię swoje życie. Jestem jednak gotowa podjąć to ryzyko, żeby móc zacząć wreszcie żyć. Jestem świadoma tego, że odrzuci mnie rodzina, nawet ta najbliższa. Przyjaciele nie będą chcieli mnie znać. Wydaje mi się, że jestem gotowa na to emocjonalnie. Przygotowywałam się do tego od wielu miesięcy. – czytamy.
Sara wspomina, że bycie Świadkiem Jehowy wiązało się z wieloma obowiązkami, które były przyczyną jej problemów z samooceną. Co chwila słyszałam, że mogę robić więcej by zadowolić Boga. Nie chce mi się iść w sobotę rano do służby (chodzenie po domach), a tu w czasopiśmie napisali, że w Afryce chodzą po 20 km i muszą pokonać rzekę pełną krokodyli, żeby pójść na zebranie – jestem więc do niczego i zginę w Armagedonie. – pisze.
Zaniżenie własnej oceny doprowadziło ją nawet do myśli samobójczych. W skutek tego nie nabyłam ani grama pewności siebie, a od 13 roku życia zmagam się z myślami samobójczymi. W końcu skoro jestem taka beznadziejna, to lepiej się zabić. – wyznaje.
Molestowanie i depresja
Wspomina również, że z powodu wyznania była zmuszona odmówić w szpitalu transfuzji krwi, co mogło skończyć się tragicznie dla niej lub dla jej dzieci. Na szczęście nie groziło mi śmiertelne niebezpieczeństwo, ale koleiny w mojej głowie niosły jasny przekaz: nigdy nie wolno ci się zgodzić na transfuzję, nawet za cenę własnego życia. Co więcej, gdyby któraś z moich córek wymagałaby transfuzji, również bym odmówiła, mimo że mogłabym ją stracić. – wyznaje.
Kobieta wyznała również, że była molestowana przez jednego ze Świadków Jehowy co wprowadziło ją w stan depresji, z którą walczy do dzisiaj. Chociaż sprawa działo się dawno temu wzięto mnie na przesłuchanie, czy na pewno byłam molestowana przez jednego ze świadków. Chociaż to ja byłam ofiarą czułam ogromne wyrzuty i poczucie winy. Mężczyźni, którzy ze mną rozmawiali nie mieli żadnego wykształcenia ani doświadczenia w rozmowach z osobami, które doświadczyły molestowania. Po tej rozmowie nie mogłam dojść do siebie przez kilka tygodni. To był czas, gdy spędzałam bezsennie noce na przeglądaniu telefonu i planowaniu samobójstwa. – wspomina.
„U świadków dzieje się wiele złych rzeczy”
Sara ujawnia również, że w środowisku Świadków Jehowy dochodzi do bardzo złych zdarzeń. Uświadomiłam też sobie, że u świadków dzieje się wiele złych rzeczy, z którymi nikt nic nie robi. Normą jest przemoc emocjonalna wobec współmałżonka, przemoc wobec dzieci („rózga karności”), a także alkoholizm. – ujawnia.
Pełno osób ciągnie na antydepresantach, niektóre nawet lądują w szpitalach, ale w wciąż z uśmiechem proponują wam gazetki w sobotni poranek zamiast na przykład spędzić czas z rodziną. Jednocześnie nikt z nich nie może liczyć na pomoc specjalisty, bo terapie np. małżeńskie nie są uznawane za dobre rozwiązanie. A alkoholik może sobie spokojnie pić, póki nie zaczną o nim gadać ludzie spoza tej religii. – czytamy dalej.
Cały wstrząsający wpis Sary dostępny jest TUTAJ.
Źródło: se.pl
Fot.: instagram