Rozstanie Beaty Tadli i Jarosława Kreta od długie czasu rozgrzewa czytelników kolorowych czasopism. Tabloidy donosiły o kolejnych uszczypliwościach jakich mieli się oboje względem siebie dopuszczać. Tymczasem nie brakuje komentarzy spekulujących o tym, że cała sprawa jest jedynie spektaklem dla mediów.
O rozstaniu Beaty Tadli i Jarosława Kreta jest w mediach tak głośno, że nie mogło zabraknąć spekulacji na temat rzeczywistych przyczyn rozpadu związku. Pojawiło się wiele plotek sugerujących, że wszystkie te zdarzenia są spektaklem starannie wyreżyserowanym przez specjalistów od PR. Celem tego zabiegu miałoby być zwiększenie sławy obojga dziennikarzy i zapewnienie im sukcesu w „Tańcu z gwiazdami”.
Do tych plotek odniosła się w końcu sama Tadla. Skomentowała sprawę w programie „Gwiazdy Cejrowskiego”. Jeśli ktoś wierzy, że mogłabym swoje życie, a mam 43 lata i popełniałam w życiu mnóstwo błędów, z których wyciągałam wnioski, to czegoś takiego naprawdę bym nie zrobiła. Żeby oddać siebie w ręce jakiś ludzi od PR-u, żeby kalkulować, kombinować, to to nie jestem ja. – stwierdziła.
To prawda, że płakałam na ramówce. Poinformowano mnie podczas wywiadu o słowach, które zostały wypowiedziane no i nie ukrywałam zaskoczenia, a potem płakałam z emocji. Razem byliśmy prawie pięć lat. Pamiętajmy o tym, że jest jakaś rzeczywistość medialna, jest sfera, w której się wypowiadamy, mówimy to, co chcemy. Czasem nam się coś wymknie i potem może tego żałujemy, ale jest też sfera prywatna, w której dzieją się historie, o których nie wszyscy muszą wiedzieć więc płakałam nie przez sferę medialną. – dodała.
Teraz skupiam się na tańcu. Program „Taniec z gwiazdami” nie ma żadnego związku z moim życiem prywatnym. (…) Ja niczego w życiu nie żałuję. Wszystko czegoś uczy. Jeśli nawet tego nie wiem co chciałabym, to już na pewno wiem, czego nie chcę. – podsumowała dziennikarka.
Źródło: se.pl
Fot.: wikimedia/Polimerek; Serecki