Na portalu tvp.info opublikowane zostały wspomnienia Andrzeja Dudy dotyczące katastrofy smoleńskiej. Prezydent RP opowiedział m.in. o swojej ostatnie rozmowie z prezydentem Lechem Kaczyńskim.
Piątek, 9 kwietnia 2010 r., był dla mnie ostatnim dniem pracy w tamtym poświątecznym tygodniu. Jak zawsze spotkaliśmy się o 17.00 w Pałacu Prezydenckim, w gabinecie ministra Macieja Łopińskiego (szefa Gabinetu Prezydenta RP – przyp. red.), na zebraniu kierownictwa kancelarii. Takie zebrania odbywały się zawsze dwa razy dziennie – przed południem o 9.30 i wieczorem o 20.00. Tylko w piątki zbieraliśmy się o 17.00. Tamtego dnia na spotkaniu było nas wyjątkowo mało – opowiada Duda.
Ówczesny podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP wspomina, że zebranie było wyjątkowo krótkie. Sprawa wizyty w Katyniu nie była jakimś zasadniczym tematem, bo wszystko zostało już wcześniej ustalone i każdy znał swoje zadania – relacjonuje Duda.
Prezydent wspomina, że prosto z Pałacu Prezydenckiego udał się na Dworzec Centralny, gdzie oczekiwał na pociąg do Krakowa. To tam odbył swoją ostatnią rozmowę z Lechem Kaczyńskim. Z Pałacu pojechałem prosto na Dworzec Centralny. Żona i córka czekały już na mnie w domu, w Krakowie. Jeszcze zanim wsiadłem do pociągu, zadzwoniłem do pana prezydenta. To była krótka rzeczowa rozmowa na tematy służbowe. Pan prezydent przypomniał mi m. in. o konieczności przygotowania wniosku do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy zmieniającej ustawę o IPN – opowiada.
Pamiętam to jak dziś. To była moja ostatnia rozmowa z panem prezydentem… Chwilę później wsiadłem do pociągu i wieczorem byłem już w domu – dodaje.
Duda o tragedii dowiedział się od swojej przyjaciółki, która zadzwoniła do niego chwilę po tym, gdy w telewizji pojawiły się pierwsze wzmianki na temat katastrofy. Następnego dnia, w sobotni poranek 10 kwietnia 2010 r., jeszcze nie zdążyłem włączyć telewizora, by obejrzeć transmisję z uroczystości w Katyniu, gdy rozległ się dzwonek telefonu. Było koło godziny dziewiątej, może kwadrans po dziewiątej. Dzwoniła nasza znajoma, przyjaciółka rodziny. Powiedziała: „Andrzej…”, i chyba spytała: „Gdzie ty jesteś? Nie poleciałeś do Katynia?”, a potem się rozpłakała. Pamiętam, zaskoczony odpowiedziałem, że jestem w domu, w Krakowie, i zapytałem, co się stało, a ona, łkając, powiedziała: „Spadł samolot z prezydentem, rozbił się przy lądowaniu” – mówi prezydent.
Miał lecieć do Smoleńska
Duda, który w 2010 roku pełnił funkcję podsekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta RP, również miał znaleźć się na pokładzie samolotu do Smoleńska. O tym mało znanym fakcie pisze prof. Andrzej Zoll w książce pt. „Od dyktatury do demokracji. I z powrotem”. W swojej publikacji wspomina, że dzień przed katastrofą był na konferencji w warszawskiej Akademii Leona Koźmińskiego. Na sali siedział obok ministra obrony w rządzie SLD, Jerzego Szmajdzińskiego i naprzeciwko Joanny Agackiej-Indeckiej, która była prezesem Naczelnej Rady Adwokackiej. Dzień później oboje zginęli w katastrofie.
Prof. Zoll wspomina również spotkanie z Andrzejem Dudą na peronie. Obaj czekali na ostatni pociąg do Krakowa. Prof. Zoll pytał wówczas Andrzeja Dudę czy nie leci do Smoleńska z prezydentem Kaczyńskim. Okazało się, że ówczesny podsekretarz stanu również miał uczestniczyć w locie, jednak prezydent zwolnił go z powodu choroby córki. Spytałem go nawet, czy nie leci rano do Smoleńska. Powiedział, że rozchorowała się jego córka i prezydent zwolnił go z tego lotu – wspomina prof. Zoll.
źródło: tvp.info, fakt.pl
Fot. Wikimedia/Piotr Drabik