Internetowi hejterzy to jedna z największych zmór naszych czasów. Dobitnie przekonują się o tym osoby znane i popularne, które każdego dnia przyjmują na swoje głowy wiadra pomyj wylewane przez anonimowych użytkowników mediów społecznościowych. Hejterzy zwykle nie ponoszą konsekwencji swoich czynów. Trend ten postanowił przerwać dziennikarz Krzysztof Stanowski, który wyjątkowo sprawnie poradził sobie z internautą życzącym mu śmierci.
Wszystko zaczęło się od wpisu internauty, który na Twitterze posługiwał się (o tym dlaczego już się nie posługuje zaraz dojdziemy) nickiem „BodzioAug”. Mężczyzna zamieścił na swojej tablicy niniejszy komentarz: „Płacę 1000 zł za adres k***y Stanowskiego”.
Na wulgarny wpis zareagował sam zainteresowany, który… podał mu adres swojej redakcji. „Chłopaku @BodzioFCBarca95, wpadnij do nas do redakcji. Domaniewska 37A / 202. Jestem jutro od około godziny 11:00. Przyjdź z kuratorem najlepiej” – napisał dziennikarz i założyciel serwisu Weszło.com. Przy okazji opublikował jeden z wcześniejszych wpisów, w których „Bodzio” odnosił się do jego osoby. Wynika z niego, iż internauta życzy Stanowskiemu śmierci.
Kolego @BodzioFCBarca95, masz szczęście, że nie chce mi się chodzić nawet na pocztę, a co dopiero na posterunek. Ale znam takich, którzy by sprawili, że właśnie rodzice odłączaliby ci internet:)))) pic.twitter.com/tqT3svbU8B
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) 16 sierpnia 2018
Dziennikarz postanowił nie odpuszczać hejterowi i zasugerował, iż pogróżkami pod jego adresem zajmie się policja. W tym momencie zapał internetowego kozaka zelżał i ku zaskoczeniu obserwujących dyskusję… mężczyzna zaczął przepraszać.
Stanowski przeprosiny przyjął, jednak oświadczył jednocześnie, że oprócz pokajania się „Bodzio” musi jeszcze usunąć swoje konto na Twitterze. „Nie chłopaku, oprócz przeprosin, które zamieściłeś, warunkiem było usunięcie konta. Masz na to jeszcze siedem minut” – napisał.
„Bodzio”, który wcześniej życzył dziennikarzowi śmierci i chciał zdobyć adres jego mieszkania, musiał być wyjątkowo przerażony, ponieważ… spełnił prośbę Stanowskiego i skasował swój profil na Twitterze.
„Kolegi, który dawał 1000 złotych za mój adres i chciał mojej śmierci, już z nami na Twitterze nie ma. Zgodnie z moim żądaniem przeprosił, a potem usunął konto, co uchroni go przed policją. Dobranoc” – podsumował Stanowski.
Kolegi, który dawał 1000 złotych za mój adres i chciał mojej śmierci, już z nami na Twitterze nie ma. Zgodnie z moim żądaniem przeprosił, a potem usunął konto, co uchroni go przed policją. Dobranoc. pic.twitter.com/YYvhyDneyR
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) 16 sierpnia 2018
Ale stracił zbieranych latami 700 followersów, a to pewnie był sens jego idiotycznej internetowej egzystencji.
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) 16 sierpnia 2018
Że ktoś zamierza mi „zajebać”, płaci 1000 złotych za mój adres i życzy mi śmierci. Tak, to zdecydowanie wystarczy.
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) 16 sierpnia 2018
Wierz mi, policja nie jest taka głupia jak ci się widocznie wydaje. pic.twitter.com/IeVbmDUpSU
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) 16 sierpnia 2018