Co łączy Donalda Trumpa i Jarosława Kaczyńskiego? Marcin Prokop przekonuje, że obaj reprezentują podobny sposób prowadzenia polityki. W jego ocenie współczesne Stany Zjednoczone przypominają pod pewnym względem Polskę.
Marcin Prokop w rozmowie z portalem dziennik.pl podzielił się wnioskami z ostatniej wizyty w Stanach Zjednoczonych. Zwrócił uwagę na rosnącą polaryzację sceny politycznej w tym kraju, która przypomina mu sytuację w Polsce. Gwiazdor TVN widzi podobieństwo zwłaszcza pomiędzy Kaczyńskim i Trumpem.
„Trump i Kaczyński to już nie są politycy, tylko kapłani własnej religii, mający własnych wyznawców, którzy wielbią ich niezależnie od okoliczności” – powiedział. W tym kontekście zauważył, że liczne błędy popełniane przez obecnego prezydenta USA, nie robią żadnego wrażenia na jego wyborcach.
„Jego zwolennicy potrafią każdą z gaf, które w normalnych okolicznościach kończyłyby karierę zwykłego polityka, wytłumaczyć sobie i zracjonalizować. W każdej krytyce węszą spisek czerwonej pajęczyny albo agentów obcych wywiadów, co jako żywo przypomina mi nasz rodzimy klimat polityczny” – przekonuje Prokop.
W dalszej części rozmowy, zauważa jednak, że część Amerykanów jest zdecydowanie przeciwna postępowaniu Trumpa. „Spotkaliśmy ludzi ze wstydem mówiących o prezydencie i już na wstępie przepraszających, że jesteśmy w Ameryce rządzonej przez kogoś takiego” – zdradził.
Prokop podkreślił, że bywał na wycieczkach w USA w czasach trzech prezydentów. Jednak nigdy wcześniej nie spotkał się z takim zachowaniem. Atmosfera w kraju wyraźnie gęstnieje. „Co gorsza, zwłaszcza na południu Stanów zaczynają odżywać prymitywne, nacjonalistyczno – ksenofobiczne sentymenty, które przez lata nie były manifestowane” – alarmuje.
Jako przykład podał flagę konfederacji, którą coraz częściej można zobaczyć w USA. Prokop przypomina, że kojarzy się ona dość jednoznacznie z niewolnictwem i Ku Klux Klanem. „Przez lata wywieszanie czegoś takiego było obciachem” – przekonuje.
Cały wywiad jest dostępny pod tym adresem – Prokop: Trump i Kaczyński to już nie politycy, a kapłani własnej religii