Sąd postanowił aresztować na trzy miesiące małżeństwo, które na Marsz Równości w Lublinie przyniosło własnej roboty ładunku wybuchowe. Biegły już ustalił, że w przypadku detonacji, mogło zginąć wiele osób.
W sobotę odbył się Marsz Równości w Lublinie. Według policji uczestniczyło w nim ok. 1,5 tys. ludzi. Liczna była również kontrdemonstracja, która usiłowała zatrzymać pochód. Policja aresztowała 38 osób.
Czytaj także: Kwaśniewski: „Chciałbym, ale nie zagłosuję na Jaruzelską”
Wśród zatrzymanych jest również małżeństwo, które na Marsz Równości przyniosło ładunki wybuchowe własnej roboty. Policja poinformowała, że znaleziono przy nich pojemniki z gazem połączone z petardami. Mieli je mieć w plecaku, który niosła kobieta.
Szef Prokuratury Rejonowej Lublin Południe, Bartosz Frąk wyjaśnił w rozmowie z Polsat News, że małżonkowie, którzy przyszli na Marsz Równości w Lublinie złożyli wyjaśnienia. „Jedna z tych osób przyznała się do popełnienia zarzucanego czynu, druga się nie przyznała. Twierdzi, że nie miała świadomości, co znajduje się w plecaku.” – powiedział Frąk.
„Z wyjaśnień jednego z podejrzanych wynika, że zamierzali użyć tych materiałów podczas II Marszu Równości w Lublinie.” – dodał Frąk. „Uzyskaliśmy opinię biegłego, który wskazał, że te przyrządy, gdyby zostały użyte, stwarzałyby niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia wielu osób.” – podkreślił.
Czytaj także: Donald Tusk szefem EPL? „FAZ”: „Ma szanse”
Źr. polsatnews.pl