Nie ma końca spekulacji dotyczących sytuacji w Korei Północnej. Wiele mediów informowało, że Kim Dzong Un mógł umrzeć po operacji kardiologicznej. Choć pojawiły się głosy dementujące te doniesienia, to dotąd nikt nie przedstawił żadnego dowodu. Tymczasem Ji Seong-ho, uciekinier z Korei Północnej twierdzi, że dyktator jednak nie żyje.
Ji Seong-ho to uciekinier z Korei Północnej, który ostatnio został politykiem w Korei Południowej. Również on postanowił zabrać głos w dyskusji na temat sytuacji w Korei Północnej. Stwierdził, że według jego źródeł, Kim Dzong Un jednak zmarł, a reżim ogłosi to już w ten weekend.
„Zastanawiałem się, jak długo mógł wytrzymać po operacji układu sercowo-naczyniowego. Zostałem poinformowany, że Kim Dzong Un zmarł w zeszły weekend. Nie jest to w 100 procentach pewne, ale mogę powiedzieć, że jest to pewne w 99 procentach” – powiedział Ji Seong-ho agencji Yonhap.
Polityk podkreślił, że północnokoreański reżim nie podał publicznie tej informacji, bo „boryka się ze skomplikowanym problemem sukcesji”. Jednocześnie zaznaczył, że władzę w Korei Północnej przejmie najpewniej, Kim Jo Dzong, siostra Kim Dzong Una. Ji Seong-ho nie ujawnił jednak źródła, z którego uzyskał informacje.
Kim Dzong Un nie był widziany publicznie od 11 kwietnia. Tak długa nieobecność wywołała falę spekulacji w światowych mediach. Wkrótce pojawiły się informacje, że dyktator zmarł na skutek nieudanego zabiegu kardiologicznego. Źródła w Korei Południowej zaprzeczali, aby Kim zmarł. Dotąd jednak żadna ze stron sporu nie przedstawiła rozstrzygającego dowodu, a Kim nadal nie pojawia się publicznie.
Źr. o2.pl