W sobotę w Lublinie 26-letni mężczyzna zginął pod pociągiem. Młody mężczyzna wbiegł wprost pod nadjeżdżający pociąg. Jedna z pasażerek cytowana przez lokalne media nie szczędziła krytyki pod adresem służb, które pojawiły się na miejscu tragedii.
Jak informuje „Dziennik Wschodni”, tragedia rozegrała się w sobotę około godziny 13:00. 26-latek wbiegł na tory i zginął pod pociągiem jadącym z Chełma do Bydgoszczy. Służby wstrzymały ruch na odcinku, gdzie doszło do zdarzenia. Jedna z pasażerek cytowana przez gazetę krytykowała służby, że te zostawiły pasażerów „samych sobie”.
„A sytuacja była naprawdę dramatyczna. Pociągiem jechały osoby z małymi dziećmi, były kobiety w ciąży, starsze osoby. Niektórzy jechali na wakacje, chcieli dostać się na lotnisko w Warszawie. Nie wiedzieli co będzie dalej, czy ktoś nam pomoże” – mówiła.
Co gorsza kobieta powiedziała, że zmasakrowanego ciała mężczyzny, który zginął pod pociągiem „nikt nie przykrył przez jakieś 50 minut”. „Patrzyli na to pasażerowie, wśród których były przecież i dzieci. Nie wiem jaki to będzie mieć skutek na ich dalsze życie?” – zastanawiała się.
Czytaj także: Podpalił drzwi sąsiada. Wcześniej mu groził
Kobieta narzeka również, że nikt nie zajął się pasażerami, którzy nie wiedzieli co mają robić. Wielu z nich nieskutecznie starało się czegoś dowiedzieć od PKP Intercity. „Dopiero po pewnym czasie ktoś powiedział, żebyśmy wychodzili z pociągu. I sami się organizując przeszliśmy grupami w kierunku ul. Granitowej” – powiedziała.
Agnieszka Serbeńska z biura prasowego PKP Intercity powiedziała w rozmowie z „Dziennikiem Wschodnim”, że podróżujący wspomnianym pociągiem zostali „zostali wyprowadzeni z wagonów przez funkcjonariuszy SOK i strażaków i przewiezieni do stacji Motycz”. „Wszystkie przewiezione w miejsca wypadku osoby pojechały pociągiem do Warszawy, a stąd dalej do Bydgoszczy” – dodała.
Źr. dziennikwschodni.pl; wprost.pl