Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz zaapelował, by pamiętać o obowiązku zakrywania ust i nosa w sklepach. Zaznaczył, że pojawia się coraz więcej tzw. „ognisk sklepowych” i to sprzedawcy poniosą koszty, jeżeli dana placówka zostanie zamknięta.
W ostatnich dniach można było zaobserwować znaczący wzrost nowych przypadków koronawirusa w Polsce. We wtorek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 502 nowych zakażeniach, natomiast w sobotę było ich aż 584. Nic więc dziwnego, że coraz częściej pojawiają się głosy o możliwości powrotu obostrzeń.
Rząd jednoznacznie zapowiada, że nie czeka nas kolejny lockdown. Jednocześnie nie jest wykluczone, że powrócą pewne ograniczenia, między innymi związane z dystansem społecznym czy zakrywaniem nosa i ust.
Nie jest tajemnicą, że obecnie coraz więcej osób lekceważy obowiązek noszenia maseczek między innymi w sklepach. Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz zaapelował, by w dalszym ciągu w pomieszczeniach zamkniętych zasłaniać nos i usta. „Apeluję ponownie: jesteśmy w sklepie, to jest pomieszczenie zamknięte, mamy obowiązek założyć maseczkę. Niestety, dzisiaj przynajmniej połowa osób w sklepach nie nosi maseczek. I zaczynają się pojawiać ogniska” – powiedział na antenie TVN24.
Rzecznik zaproponował, by sklepy oddelegowały jednego pracownika, który będzie kontrolował przestrzeganie obowiązku noszenia maseczek i dezynfekcji rąk. „Klienci nie przywiązują wagi do maseczek, bo widzą, że ekspedienci i właściciele sklepów nie wymagają tego od nich. Może warto wydelegować jednego pracownika, by później nie mieć problemów z bieżącymi dochodami, gdy sklep będzie przez dwa tygodnie zamknięty przez kwarantannę” – dodał.
Źr.: TVN24