41-letnia kobieta zamordowała własne dzieci w dniu, kiedy miała wydać je byłemu parterowi z Niemiec. Zbrodnia w Chałupkach (woj. podkarpackie) wstrząsnęła opinią publiczną w Polsce. W środę pojawiły się kolejne informacje, które rzucają nowe światło na sprawę. Okoliczności zdarzenia wskazują, że mieliśmy do czynienia z tzw. rozszerzonym samobójstwem.
Wtorek, około południa. Do domu na granicy miejscowości Chałupki i Rudnik przyjeżdża patrol policji, kurator sądowa i psycholog. Grupa towarzyszy ojcu Julki i Mateuszka, który na mocy wyroku sądowego uzyskał prawo do opieki nad dziećmi.
Funkcjonariusze policji zostają poza posesją, by nie stresować dzieci widokiem osób w mundurach. Do mieszkania udały się dwie osoby: kuratorka i psycholog. 41-letnia matka dzieci nie protestowała. Pod pozorem przygotowania dzieci do podróży udała się z nimi do łazienki.
Chwilę później urzędnicy usłyszeli dźwięk przekręcanego zamka. Psycholog i kuratorka usiłowali dobić się do środka, kiedy wyważyli drzwi zastali makabryczny widok: trzy ciała, leżące w kałużach krwi.
Ustalenia wskazują, że dzieci otrzymały ciosy nożem w okolice klatki piersiowej. Podobne rany znalazły się na ciele matki. Pomimo podjęcia reanimacji, nie udało się nikogo uratować.
Zbrodnia w Chałupkach. Zabiła dzieci, bo nie chciała, by zamieszkały z ojcem w Niemczech?
Wstępne ustalenia śledczych wskazują, że 41-latka dokonała tzw. rozszerzonego samobójstwa. Co istotne, w trakcie procesu kobieta oraz ojciec dzieci byli badani i nie stwierdzono u nich zaburzeń psychicznych.
Z ustaleń Fakt24.pl wynika, że podczas rozprawy przed Sądem Okręgowym w Rzeszowie sprawdzano różne aspekty relacji dzieci z rodzicami. Ustalono, że dzieci były związane zarówno z mieszkającym w Niemczech ojcem, jak i matką. Jednak w opinii sądu były bardziej przyzwyczajone do środowiska Niemiec, stąd też decyzja o przekazaniu opieki ojcu.