Siedem lat temu redaktor naczelny „Gazety Polskiej”, pan Tomasz Sakiewicz zadzwonił do mnie, usilnie prosząc, abym zaczął pisać felietony do jego tygodnika. Zaproponował mi wówczas miejsce na ostatniej stronie, czyli dokładnie tam gdzie swoje teksty zamieszczał Waldemar Łysiak, który w tym czasie zrezygnował z dalszej współpracy z redakcją.
Propozycję przyjąłem i od tej pory tydzień w tydzień przesyłałem swoje felietony. Łącznie ponad 320 tekstów. Nigdy nie zawaliłem żadnego terminu, nawet wtedy, gdy byłem w szpitalu czy zagranicą. Zawsze też byłem lojalny wobec redakcji, zwłaszcza wtedy, gdy przeżywała ona swoje zewnętrzne i wewnętrzne problemy.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
W ostatni piątek przesłałem też felieton na najnowszego wydania (mam na to potwierdzenie), w którym opisałem powiązania niektórych członków nowego rządu w Kijowie z ruchem banderowskim. Dzisiaj rano otwierając nowy numer „GP” zauważyłem, że cały mój felieton został zdjęty przez redakcję. Zastąpiono go tekstem pt. „Widziałem Majdan”, autorstwa innego duchownego, ks. Wiesława Gryniewicza SAC.
O tej decyzji redakcji nie byłem wcześniej powiadomiony. Nikt do mnie nie napisał, ani nikt nie zadzwonił. Zero wyjaśnień, choć moja umowa z „GP” jest nadal ważna. Obowiązuje ona tak mnie, jak i redakcję.
Jak mówi prawo rzymskie: „Pacta sunt servanda” (Umów należy dotrzymywać). Kto jak kto, ale tygodnik odwołujący się do wartości prawicowych powinien do tej zasady stosować się . Poza tym, dobre obyczaje nakazują, że jeżeli podejmuje się decyzję o odrzuceniu czyjegoś wysiłku, to trzeba to zainteresowanemu powiedzieć prosto w oczy, bez uciekanie się do różnych trików.
Zdaję sobie sprawę, że redakcji „GP” od dłuższego czasu nie jest po drodze z moją skromną osobą. Niech więc ma odwagę tę sprawę rozwiązać po ludzku i z zachowaniem obowiązującego prawa. Czekam na to. Trzeba też mieć odwagę wyjaśnić to Czytelnikom i Klubom „Gazety Polskiej”, od których w 2008 r. otrzymałem tytuł Człowieka Roku, a wcześniej od redakcji za odwagę pisania prawdy o działaniach SB wobec Kościoła także Nagrodę im. św. Grzegorza I Wielkiego.
Zablokowany artykuł:
„Banderowcy w nowym rządzie„
Przyznanie nacjonalistom ważnych stanowisk państwowych niczego Ukrainie dobrego nie wróży.
Ci co chcieli Ukrainę sowiecką zastąpić banderowską mogą mieć satysfakcję, bo wśród nowych ministrów ukraińskich znalazło się kilku czcicieli UPA. Pierwszy z nich to Arsenij Jaceniuk, premier. Jako prezes Fundacji Open Ukraine realizował on program „Wspólna historia – wspólna przyszłość”, w ramach którego we wschodniej Ukrainie promował UPA. Drugi z nich to Ołeksander Sycz, wicepremier, rodem z Wołynia. Jako historyk zajmuje się badaniami nad życiem Stepana Łenkawskiego, głównego ideologa Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, autora „Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty”. W 2011 r. uczestniczył w hucznych obchodach 102. rocznicy urodzin Bandery. Jak pisał Eugeniusz Tuzow-Lubański, nazwał on wówczas region karpacki „banderowską krainą”, a radnych samorządów regionu wzywał do stania się „duchowymi i urzędowymi banderowcami.
Trzeci z nich, to Borys Tarasiuk , wicepremier ds. integracji z UE (w ostatniej chwili ponoć wycofał się). Przez lata pracował w dyplomacji radzieckiej m.in. w Nowym Yorku. Na takim stanowisku trzeba było być albo agentem KGB, albo osobą przez niego akceptowaną. Później był instruktorem Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Ukrainy.
Z kolei w 2007 r., w 65. rocznicę powstania UPA wezwał prezydenta Wiktora Juszczenkę do uznania tej zbrodniczej organizację za stronę walczącą o niepodległość. Czwarty to Andrij Mochnyk, minister środowiska, aktywny polityk „Swobody”. W 2009 r. wraz Ołehem Tiahnybokiem i Ołeksandrem Syczem zwracał się do prezydenta o nadanie Banderze tytułu bohatera narodowego. Rok później miałem wątpliwą przyjemność poznać go osobiście, gdy jako „sotnik” bojówki zerwał konferencję prasową w Kijowie, poświęconą zagładzie Polaków, Ormian i Żydów. I co ten bojówkarz ma wspólnego z ekologią? Piąty to Ihor Szwajka, minister rolnictwa, poseł „Swobody”.
Osobną sprawą jest wprowadzenie do rządu ludzi z skrajnego Prawego Sektora, naśladującego UPA. Przyznanie nacjonalistom ważnych stanowisk państwowych niczego Ukrainie dobrego nie wróży. Poza tym, będą oni bardziej zajmować się stawianiem kolejnych pomników UPA i SS Galizien niż ratowaniem upadających fabryk.
Na koniec dobra wiadomość z Polski. Przyjęto dymisję złożoną przez wojewodę lubelską Jolantę Szołno-Koguc, która m.in. ocenzurowała napis na pomniku w Lublinie, poświęconym ofiarom ludobójstwa na Kresach. Innych urzędników. którzy boją się prawdy, zachęcam, aby zrobili to samo.
ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
Udostępnione za zgodą autora tekstu.
Źr.: isakowicz.pl
Fot.: Jarosław Roland Kruk / wikimedia commons