Konflikt pomiędzy skoczkami a Polskim Związkiem Narciarskim całkowicie zepsuł atmosferę pod koniec minionego sezonu Pucharu Świata. Adam Małysz w rozmowie z Interią został jeszcze raz zapytany o całą sytuację. Były skoczek nie krył rozgoryczenia.
Wiadomo już, że Michal Doleżal nie będzie w kolejnym sezonie trenerem polskich skoczków. Zastąpi go Austriak Thomas Thurnbichler. Sprawa pożegnania się ze szkoleniowcem wywołała ogromne kontrowersje i otwarty konflikt pomiędzy Polskim Związkiem Narciarskim a skoczkami. Szczególnie głośno zrobiło się po wypowiedziach Kamila Stocha i Piotra Żyły, którzy ostro uderzyli w PZN.
Całą sprawę tłumaczył Również Adam Małysz, który wyjaśniał, że to Doleżal poprosił PZN o decyzję. Teraz Orzeł z Wisły znów odniósł się do całej sytuacji. „W komunikacji nie było żadnych przekłamań. Nie miałem możliwości, aby rozmawiać z zawodnikami. Kamil sam poprosił, aby tuż przed sezonem i w jego trakcie nie rozmawiać o takich rzeczach jak zmiana trenera. Twierdził, że na to przyjedzie czas po, czyli po Planicy. Tymczasem Michal Doleżal wręcz na nas wymusił decyzję. Zażądał, abyśmy mu ją ogłosili jeszcze w Planicy, przed konkursami. Uzasadnił to tym, że ma różne propozycje. Dlatego też taka się sytuacja wytworzyła, że w zasadzie z zawodnikami nie było jak rozmawiać” – powiedział w rozmowie z Interią.
Małysz: „Nigdy nie przypuszczałem…”
Chociaż od wydarzeń z Planicy minęło już trochę czasu, Małysz wciąż wydaje się rozgoryczony tym, co się tam wydarzyło. „Trochę byłem tym podłamany. Nigdy nie przypuszczałem, że chłopaki mogą się tak zachować. Szczególnie w stosunku do mnie. Było minęło – jak się to mówi. Mam nadzieję, że się wszystko poukłada” – stwierdził.
Dyrektor Polskiego Związku Narciarskiego przypomniał jednocześnie, że to nie skoczkowie wybierają sobie trenera. „Poza tym, to związek wybiera trenera, a nie sami sobie zawodnicy. Gdyby do tego doszło, że zawodnicy sami decydują o tym, kto ich ma trenować, to po co w ogóle jest ten związek?” – mówił.
Małysz zaznaczył również, że słowa, jakie padły pod adresem PZN, były bardzo krzywdzące. Tym bardziej, że Związek dba o to, by zawodnikom niczego nie brakowało. „PZN tyle im daje, że szkoda gadać. Te słowa, które padały pod naszym adresem, były bardzo krzywdzące. Tak jakby związek chciał im coś zabrać, groził brakiem pieniędzy, albo kazał płacić za trenera. Oczywiście, mogą sobie za niego płacić, ale na razie dostają wszystko, czego potrzeba do odnoszenia sukcesów. Gdyby któryś ze skoczków teraz powiedział, że czegoś mu brakuje, to naprawdę by zgrzeszył” – mówił.
Czytaj także: Auto Igi Świątek wzbudza zachwyt. Wkrótce może wygrać kolejne
Źr.: Interia