Władimir Putin na antenie rosyjskiej telewizji przedstawił swoją propozycją dotyczącą eksportu ukraińskiego zboża. Co ciekawe, mówił m.in. o Polsce.
Nie od dziś wiadomo, że ukraińskie porty są blokowane przez rosyjską flotę. To generuje możliwość gigantycznego kryzysu żywnościowego, ponieważ Ukraina jest jednym z największych eksporterów zbóż. Ich brak na światowych rynkach z pewnością wpłynie na ceny żywności, co w konsekwencji, w przypadku państw słabo rozwiniętych, może doprowadzić nawet do klęski głodu.
Do tej kwestii na antenie rosyjskiej telewizji odniósł się Władimir Putin. Dyktator bagatelizował problem, który spędza sen z powiek całego cywilizowanego świata. Putin uważa bowiem, że eksport Ukrainy nie jest aż tak duży, jak mogłoby się wydawać.
– Wielkość eksportu ukraińskiej pszenicy to tylko 20 mln ton. Taka liczba to „nic” w światowej podaży żywności – oświadczył Putin, który 24 lutego zdecydował się zaatakować wolną i suwerenną Ukrainę.
Putin z nietypową propozycją
Putin odniósł się także do zarzutów, że jego wojska blokują transport żywności. Rosyjski dyktator użył wówczas niezwykle bezczelnego argumentu. Zasugerował bowiem, że Ukraina wciąż ma wiele możliwości przewozu swoich zasobów. Jego zdaniem może robić to np. drogą lądową przez Białoruś lub – jak oświadczył Putin – przez Polskę.
Transport zbóż przez Polskę trwa, jednak nie da się przewieźć drogą lądową tylu zasobów, co drogą morską. Właśnie dlatego kryzys żywnościowy i jego konsekwencje cały czas pozostają realnym widmem dla świata.
Jeżeli chodzi natomiast o transport, co sugeruje Putin, przez Białoruś. Wówczas konieczne byłoby zdjęcie zachodnich sankcji. A na to, przynajmniej na razie, się nie zanosi. Niewątpliwie jednak rosyjski dyktator chciałby swoim szantażem coś ugrać.