Wypadek Jerzego Stuhra w Krakowie odbił się szerokim echem w mediach. Nie wszystkim krytyka artysty się spodobała. – Nadal jest wybitnym artystą i aktorem, a nie celebrytą. Potknięcie zaś oceni wolny sąd – oświadczył Tomasz Lis. – Do Sejmu nie startuje, więc raczej po temacie – zauważył prof. Jan Hartman.
Wiadomość o wypadku Jerzego Stuhra pojawiła się w poniedziałkowy wieczór. Z pierwszych doniesień medialnych wynikało, że aktor potrącił motocyklistę. Nieoficjalnie spekulowano, że uciekł z miejsca zdarzenia oraz był pod wpływem alkoholu.
Do sytuacji odniósł się dziś sam zainteresowany w oświadczeniu opublikowanym przez swojego syna Macieja. Aktor żałuje wczorajszych wydarzeń. „Czy napisanie, że ogromnie mi przykro z powodu wydarzenia, do jakiego doszło w dniu 17 października 2022 roku, cokolwiek zmienia? Niewiele. Niemniej, bez tych słów nie da się zacząć niczego” – zaznaczył.
„Bardzo żałuję i przepraszam, że wczoraj podjąłem tę najgorszą w moim życiu decyzję o prowadzeniu samochodu. Deklaruję pełną współpracę z organami powołanymi do wyjaśnienia wczorajszego incydentu. Jednocześnie chciałem zapewnić, że wbrew doniesieniom medialnym, nie zbiegłem z miejsca zdarzenia, lecz zatrzymałem się na życzenie jego uczestnika i razem oczekiwaliśmy na przyjazd policji” – wyjaśnił.
Od momentu ujawnienia informacji o wypadku w sieci pojawiło się mnóstwo krytycznych opinii pod adresem aktora. Na lawinową reakcję zareagował Tomasz Lis.
„Potknięcie wybitnego aktora, do którego – nie ukrywając niczego – się przyznaje, wywołało ekstazę propagandzistów i wielu zwolenników władzy. Jerzy Stuhr nadal jest wybitnym artystą i aktorem, a nie celebrytą. Potknięcie zaś oceni wolny sąd, czyli tak jak być powinno. I tyle” – podkreślił dziennikarz.
W podobnym tonie wypowiedział się także prof. Jan Hartman. „Przestańcie pisać Jerzy S. jak o jakimś kryminaliście! To jest takie głupie i tchórzliwe „piętnowanie kropką”. Jerzy Stuhr – wielki aktor – pojechał na gazie. Najadł się wstydu. Na szczęście nic się nikomu nie stało. Do Sejmu nie startuje, więc raczej po temacie” – ocenił bioetyk.