Samolot, który pojawił się nad marszem 4 czerwca w Warszawie zaniepokoił polityków Koalicji Obywatelskiej. – Oczekujemy że PKBWL oraz Urząd Lotnictwa Cywilnego – zaalarmowali. Do ogona maszyny ciągnął się przyczepiony napis…
W trakcie niedzielnego marszu przeciwników rządu doszło do incydentu. Nad Warszawą pojawił się bowiem samolot. Do jego ogona przymocowany był transparent z krótkim napisem: „Do Berlina”.
Sytuacja została nagłośniona w sieci. Teraz odnieśli się do niej przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej. W środę na konferencji prasowej Dariusz Joński i Maciej Lasek wyjaśniali, dlaczego wydarzenie było bezprawne i niebezpieczne.
– Tą prowokacją był incydent na niebie. Pojawił się samolot, który ciągnął za sobą baner, który miał sprowokować tych, którzy brali udział w tym marszu – podkreślił.
W jego ocenie prowokacji dokonał radny PiS z Mielca. – Wynajął ten samolot, aby później w Konstancinie-Jeziorna podpiąć baner, który miał sprowokować uśmiechniętych ludzi. Ta prowokacja na szczęście się nie udała – stwierdził.
Samolot z obraźliwym napisem. Doszło do naruszenia przepisów?
Z kolei Maciej Lasek stwierdził, że sytuacja była przykładem złamania przepisów lotniczych, ponieważ nad Warszawą można latać tylko powyżej wysokości 2 tysięcy metrów z wyjątkiem dolotów i odlotów z Lotniska Chopina i Lotniska Babice. – Ten lot, który się odbył 4 czerwca, to było ewidentne złamanie przepisów ruchu lotniczego – stwierdził.
Jego zdaniem, w myśl art. 212 ustawy Prawo lotnicze czyn taki jest karany pozbawieniem wolności do lat 5. – Dlatego składamy wniosek o zbadanie tego incydentu i wszystkich jego okoliczności przez Państwową Komisję Badania Wypadków Lotniczych, zawiadamiamy też prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego, aby wyjaśnił, czy pilot miał wszystkie uprawnienia. Nie wykluczamy też złożenia doniesienia do prokuratury – podkreślił.
Do sprawy odniósł się rzecznik rządu Piotr Müller. – Nie spodobał się napis „do Berlina”. Będą chcieli zamknąć człowieka w więzieniu? – napisał.