Roger Waters to jedna z najciekawszych i najważniejszych postaci w świecie rocka. Przez wiele lat członek – a z czasem niekwestionowany lider Pink Floyd – od lat osiemdziesiątych natomiast artysta tworzący solo. Ostatnimi laty, dzięki reaktywowaniu widowiska The Wall, powrócił na rockowy piedestał. Egocentryk, dyktator, geniusz, twórca przejmujących tekstów, pacyfista, „zrzędliwy diament”. Po prostu bogata osobowość, którą ciężko zaszufladkować. Dave Thompson, doskonały dziennikarz muzyczny i twórca wielu biografii wielkich postaci sceny rockowej (ostatnimi czasy napisał historię Deep Purple), zmierzył się z biografią Watersa, próbując zburzyć mur, który muzyk zbudował dookoła siebie. I udało mu się to z całkiem niezłym skutkiem.
Thompson podzielił książkę na dwie części. Pierwsza odsłona, po wstępie o inspiracjach Watersa do stworzenia The Wall, przenosi nas w czasy II wojny światowej, kiedy młody Roger musiał nieustannie ukrywać się w londyńskich schronach przeciwlotniczych przed niemieckimi bombami i rakietami, by przejść w czasy powojenne, gdy dorastający Waters mieszkał w Cambridge. Okres ten był kluczowy dla całego życia muzyka, ponieważ określiły się wtedy jego poglądy i stosunek do świata. Nie ma co się dziwić. Wychowywał się bez ojca (zginął podczas wojny pod Anzio), mieszkał z nadopiekuńczą matką, która jednocześnie wszczepiła młodemu chłopcu lewicowe ideały (wspominał o niej po latach w piosence Mother). W końcu opisane są także jego perypetie ze szkołą, której Waters szczerze nienawidził (czemu dał wyraz w słynnym Another Brick In The Wall, part 2). Thompson dochodzi w tym fragmencie do okresu, w którym Waters rozpoczął studia z architektury, by zrobić skok w narracji z powrotem do okresu nagrywania przez Pink Floyd albumu The Wall. Takie zabawy z chronologią mają podkreślić, że ten fragment książki poświęcony jest tylko Watersowi – tutaj jest aktorem pierwszoplanowym opowieści.
Okres dyktatury Watersa w Pink Floyd został przedstawiony w przewrotny sposób. Thompson zaliczył czas nagrywania The Wall i The Final Cut jako początek solowej kariery. Poznajemy proces powstawania powyższych płyt i inspiracje, które kierowały muzykiem podczas tworzenia materiału na te dzieła. Autor przy okazji doskonale zakreśla tło wydarzeń z życia artysty – robi to na przestrzeni całej książki. Na przykład, przy nagrywaniu The Final Cut opisuje sytuację polityczną w Wielkiej Brytanii podkreślając fakt, jak bardzo na ostateczny kształt albumu wpłynęła wojna o Falklandy toczona przez Wielką Brytanię i Argentynę. Waters jako zdecydowany pacyfista nie mógł przejść obok tych wydarzeń obojętnie. Zabiegi takie wzbogacają narrację i pozwalają na zrozumienie postępowania Watersa, często dziwacznego, co do dalszych ścieżek jego kariery solowej.
Autor standardowo opisuje biografię Watersa z czasów jego solowej twórczości. Zagląda za kulisy powstawania i nagrywania jego albumów. Zdradza inspiracje co do konceptów, które towarzyszyły albumom: The Pros and Cons of Hitch Hiking, Radio K.A.O.S. Amused to Death. Nie zapomina Thompson także o pobocznych projektach, jak opera Ca Ira. W to wszystko wpleciony jest spór sądowy z Davidem Gilmourem i Nickiem Masonem o prawo do wykorzystywania nazwy Pink Floyd, ponieważ były basista nie potrafił zrozumieć, że jego odejście nie musi być jednoznaczne z końcem zespołu. Niestety dla Watersa, pozostała dwójka miała zgoła inne zdanie. Lata osiemdziesiąte to okres, gdy Waters był przeświadczony o swoim geniuszu, jego ego sięgało wręcz szczytów Himalajów. Thompson uczciwie ocenia solowe dokonania muzyka, jednak z drugiej strony, zdecydowanie nie docenia wkładu pozostałych członków Pink Floyd (szczególnie Gilmoura) w powstanie The Wall. Trochę ten brak obiektywizmu negatywnie wpływa na odbiór książki, jednak rozumiem, że Thompson kieruje się własnymi odczuciami.
Druga część książki to standardowa historia Pink Floyd z naciskiem na początki grupy, której liderem i twórcą repertuaru był Syd Barrett. Tutaj ponownie złamano chronologię, ponieważ narracja zaczyna się od momentu odwiedzin zespołu przez wyniszczonego Syda podczas nagrywania Wish You Were Here w 1975. Tutaj Dave Thompson nie odkrywa niczego, co nie byłoby już wcześniej znane fanom grupy. Jednak dla laików ten fragment stanowi całkiem niezłą pigułkę dziejów zespołu. Narracja kończy się na osławionym koncercie w Montrealu w 1977 roku, podczas którego Waters będąc wściekły na widownię, wyraźnie nie zainteresowaną muzyką, splunął po prostu na jednego z fanów. Owo wydarzenie było zaczątkiem konceptu, który później pojawił się na The Wall. Thompson poprzestaje na opisie ważnych wydarzeń i projektów z historii grupy, tłumaczy inspiracje, które kierowały muzykami przy nagrywaniu albumów, dokonuje recenzji i przeglądu płyt. Mało Watersa w tym fragmencie książki, nasz bohater momentami jest spychany na drugi plan. Czytając tę część czułem się, jakbym pochłaniał kolejną biografię Pink Floyd. Niewątpliwie stanowi to dobre uzupełnienie do części pierwszej i odrobinę pozwala zrozumieć dlaczego Waters stał się apodyktycznym liderem, wymagającym na kolegach bezwzględne posłuszeństwo. Szkoda jednak, że Thompson nie pokusił się o większą ekspozycję Rogera Watersa w tej części, szczególnie, że to jest jego biografia.
Całość kończy epilog, opisujący karierę Watersa po koncercie reaktywowanego Pink Floyd na Live 8. Dowiadujemy się całkiem sporo o powstającym dopiero, nowym albumie Watersa, zatytułowanym roboczo Heartland. Trasa z przedstawieniem The Wall i wspólny występ z Gilmourem i Masonem w O2 Arena w Londynie nie uszła uwadze Thompsona, który jednak rozwiewa marzenia fanów o reaktywacji Pink Floyd jednoznacznie stwierdzając, że śmierć Ricka Wrighta przekreśla wszelkie spekulacje.
Dave Thompson stworzył zgrabną biografię, ale chyba tylko dla fanów solowych dokonań Rogera Watersa. Fani Pink Floyd niekoniecznie muszą znać inspiracje Watersa z okresu jego kariery solowej, które kierowały nim w tworzeniu chociażby przejmującej kompozycji Leaving Beirut z 2004 roku. Fragmenty o muzyku w czasach Pink Floyd są zaledwie krótkim streszczeniem historii grupy. Thompson po prostu rozczarował mnie powierzchownym potraktowaniem tematu. Szczególnie, gdy ma się za sobą lekturę świetnych Moich Wspomnień Nicka Masona lub jednego z licznych opracowań dotyczących Pink Floyd, chociażby wydanej niedawno pozycji Prędzej świnie zaczną latać autorstwa Marka Blake’a. Następny zgrzyt moim zdaniem, to niedocenienie wkładu Davida Gilmoura w dorobek grupy. Jestem ciekaw czy rzekomo solowe The Wall Watersa zapisałoby się złotymi literami w historii rocka, gdyby nie gilmourowskie Comfortably Numb czy Run Like Hell. Mam wrażenie, że tutaj Dave Thompson powinien wysilić się na odrobinę obiektywizmu.
Książka Człowiek za murem ma jednak więcej zalet niż wad. Jednym z plusów jest doskonały styl Dave’a Thompsona. Czyta się ją szybko, autor ma lekkie pióro i szeroki wachlarz środków stylistycznych. Autor cytuje wiele osób związanych z Watersem i Pink Floyd, co uautentycznia narrację i ją wzbogaca. Nakreślone zostało tło życia artysty, które niewątpliwie wpływało na takie, a nie inne decyzje artystyczne w karierze muzyka. Thompson słusznie zauważa, że poznanie czasów, w których Waters żył i nagrywał swoje utwory jest niezbędne do pełnego zrozumienia jego twórczości. Na olbrzymi plus zasługuje wydanie książki, do której dołączone zostały wkładki z kolorowymi zdjęciami. Brawo dla wydawnictwa Rebis za to, że poprosili radiowego guru polaków – Piotra Kaczkowskiego o krótki wstęp do polskiego wydania. Największą zaletą pozycji Człowiek za Murem jest niewątpliwie część poświęcona solowej karierze muzyka. Jest to po prostu pierwsza biografia całego życia Rogera Watersa, która pojawiła się na rynku księgarskim i dlatego wskazane jest po nią sięgnąć, szczególnie gdy jest się fanem jego solowej twórczości. Warto ją poznać, aby w pełni zrozumieć twórczość artysty. Tak więc… zburzyć mur!
Foto: wydawnictwo Rebis.