Wszystko wskazuje na to, że Kościół katolicki na wschodzie Ukrainy będzie działał nielegalnie. Sytuacja ta dotyczy także zajętego przez Rosję Krymu. Tamtejsi duchowni mówią o 25-letnim regresie i powrocie do najgorszych czasów.
Kapłani stojący na czele Kościoła greckokatolickiego na Ukrainie twierdzą, że obecna sytuacja Wspólnoty przypomina czasy terroru komunistycznego. Po upadku Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich Kościół zaczął się odradzać, jednak obecna wojna cofnęła go o 25 lat.
Czytaj także: Abp Budzik: bez Chrystusa nasza cywilizacja nie przetrwa
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
„Będziemy działać nielegalnie”
Rzecznik ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego, o. Ihor Jaciw, informuje, że Wspólnota katolicka traci swój legalny byt na terenie Krymu. W podobnej sytuacji zaczynają znajdować się inne religie.
– Po wydarzeniach na Krymie i na wschodzie Ukrainy, Kościół katolicki na Ukrainie z dnia na dzień traci swój dotychczasowy, legalny status. Już pięć parafii katolickich na Krymie uznaje się za nielegalne. To samo dotyczy społeczności muzułmańskich i niektórych prawosławnych. Jaki to smutny paradoks, że historia znów się powtarza. 1 stycznia 2015 roku upływa ostateczny termin rejestracji Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego na zajętym przez Rosję Krymie. Wszystko wskazuje na to, że będziemy tam działać nielegalnie – mówił duchowny.
O. Ihor Jaciw podaje, że na terenach wschodniej Ukrainy, która opanowana jest przez rebeliantów (Noworosja) nie wprowadzono zakazu istnienia Kościoła greckokatolickiego. Jednak tamtejsze władze twierdzą, że nie ma także przepisów, które zezwalałyby na rejestrację Wspólnoty. Duchowny stwierdził, że władzom nie będzie zależało na stworzenie odpowiednich regulacji prawnych.
Jedynym akceptowalnym wyznaniem na Krymie i w Donbasie jest prawosławie podporządkowane patriarchatowi w Moskwie. Według informacji napływających z tamtych rejonów prześladowania dotyczą katolików, prawosławnych patriarchatu kijowskiego, protestantów i Żydów.
Czytaj także: Boże Narodzenie? Nie w Chinach