Rozmiar i siła rażenia artylerii posiadanej przez ks. Lemańskiego w porównaniu z ogromnymi murami Kościoła katolickiego jest nikła. Dlaczego więc były proboszcz z Jasienicy nie odpuści sobie wydawałoby się z góry przegranej walki?
Czytaj także: Ksiądz Lemański ukarany suspensą!
Ostatnie działania ks. Wojciecha Lemańskiego nie są niczym innym jak prowokacją w stosunku do abpa Henryka Hosera, a w konsekwencji do całego Kościoła katolickiego. Próbuje on zmusić biskupa Diecezji Warszawsko-Praskiej lub jakiegokolwiek innego hierarchę kościelnego do nieprzemyślanego zachowania.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Dlaczego chce to zrobić? Otóż ks. Lemańskiemu marzy się wbicie klina między hierarchów a szeregowych kapłanów i wiernych. Po ostatnich „woodstockowych” wypowiedziach nie mam wątpliwości, że „czekający na wymarcie biskupów” duchowny chce pokazać nam swoje wydumane, wielkie różnice między kościelnymi dostojnikami a resztą wspólnoty. Kluczowe będzie tu właśnie to ostatnie słowo, ale o tym za chwilę.
Tak naprawdę największym poparciem były proboszcz z Jasienicy cieszy się u ludzi, którzy do kościoła nawet nie zaglądają. Choć są wierni, którzy popierają ks. Lemańskiego, to jest ich niewielu – w większości reprezentują nurt zwolenników liberalnych reform, przez co balansują na granicy bycia i niebycia we Wspólnocie katolickiej.
Ta sytuacja sprawia, że ks. Lemański na placu boju pozostaje prawie sam w Kościele. Uważam, że nie możemy na to patrzeć, jako na sprawę włącznie wewnętrzną, bo gdyby tak było to już nie uświadczylibyśmy żenujących prowokacji „czekającego na wymarcie biskupów”.
Były proboszcz z Jasienicy wyszedł przez bramę „posłuszeństwo” poza mury chroniące Kościół i stamtąd strzela swoją armatą we Wspólnotę katolicką. W środku jego działania nie znalazły poparcia. Choć miał amunicję, to nie posiadał prochu i nie mógł strzelać. Natomiast na zewnątrz kule i proch podają mu ludzie pokroju Magdaleny Środy, Janusza Palikota, Zbigniewa Hołdysa i Krystiana Legierskiego. Dzięki nim może kontynuować swoją kanonadę.
Zauważcie Drodzy Czytelnicy, że po plecach poklepują go Ci, którym nie zależy na dobru Kościoła katolickiego. Czy samo to już nie powinno wskazywać nam czyje interesy (świadomie bądź nieświadomie) realizuje ks. Lemański?
„Czekający na wymarcie pokolenia biskupów” (chyba także na swoje, bo były proboszcz z Jasienicy jest trochę starszy od Prymasa Polski, abpa Polaka) chciałby reformacji, ale dokonuje deformacji.
Nie dość wspomnieć, że jego nawoływania do wychodzenia z Mszy św. podczas niepodobających się nam kazań są elementarną nieznajomością liturgii. Eucharystia nie jest własnością księdza, lecz Boga. Nie przychodzimy na Mszę św. dla kapłana, ale dlatego by wziąć udział w sprawowaniu ofiary Chrystusa. To nie jest show, z którego wychodzimy, gdy nam się nie podoba. Propozycja ks. Lemańskiego jest nienormalna. Kapłan może gadać bzdury na kazaniu (choć nie powinien), ale dopóki liturgia jest zgodna z wytycznym Kościoła katolickiego dopóty powinniśmy w niej uczestniczyć.
Po co były proboszcz z Jasienicy podważa ewangeliczny sens cierpienia? Uważam, że dlatego by przypodobać się dzisiejszemu światu i pokazać nam „Nową Ewangelizację”, która według niego objawia się w zmianie samej Ewangelii i nauki Kościoła. Nie wiem jak Drodzy Czytelnicy, ale ja twierdzę, że Nowa Ewangelizacja to przekaz tego samego, co głosiła Wspólnota katolicka przez wieki, lecz nowymi środkami oferowanymi nam przez postęp technologiczny.
Wróćmy do największego pocisku, jaki armata ks. Lemańskiego wypuszcza. Jest nim uderzenie w istnienie Wspólnoty. Otóż „czekający na wymarcie biskupów” chce w konsekwencji swoich czynów i słów pokazać nam, że nas szeregowych katolików nic nie łączy z hierarchami kościelnymi. I jest to pierwszy krok do podziału Kościoła. Doskonale wiedzą to wszelkiej maści lewicowe autorytety, które widzą w tym szanse odciągnięcia rzeszy katolików od Wspólnoty. Nie dziwi mnie takie działanie ks. Lemańskiego, skoro problem jedności Kościoła jest dla niego nieważny.
To nie jest tak, że nie można dyskutować nad działaniami Ojca Świętego czy hierarchii kościelnej. Jak wiemy, Tradycyjni katolicy mają wiele zastrzeżeń do papieża Franciszka i purpuratów Kościoła. Jednak nie czynią tego w taki sposób, jak robi to ks. Lemański. Zasadnicza różnica między byłym proboszczem z Jasienicy a katolikami wiernymi Tradycji polega na tym, że Ci ostatni odwołują się do nauk pochodzących od ludzi Kościoła, a „czekający na wymarcie biskupów” swoje pomysły bierze z modnych poglądów świata.
Wspólnota katolicka niewątpliwie potrzebuje reformy. Jednak nie w duchu ks. Lemańskiego, lecz w oparciu o powrót do Tradycji. W innym wypadku będzie to deformacja.
Ks. Lemański – mimo wszelkich kar, jakie mogą na niego spaść – będzie kontynuował swoje żenujące popisy, dlatego że wciąż znajduje poklask na lewicy. Jest trochę, jak dziecko, które robi to z czego dorośli się śmieją. Wielka praca czeka na biskupów by na nowo, skutecznie ukazali wiernym, jak wiele łączy ich z nimi.
Autor: Dawid Florczak
Obserwuj @FlorczakD