We wtorkowy wieczór rozegrano kolejne dwa spotkania w ramach 1/8 finału Ligi Mistrzów. Do Petersburga przyjechał zespół Borussi, a na stadion w Pireusie zawitał Manchester United.
Do dawnej rosyjskiej stolicy, na spotkanie z miejscowym Zenitem przyjechała drużyna Borussi Dortmund z Robertem Lewandowskim i Łukaszem Piszczkiem w składzie. Zespół prowadzony przez charyzmatycznego Juergena Kloppa był faworytem spotkania z podopiecznymi Luciano Spalettiego, choć po ostatniej porażce 0:3 z Hamburgiem SV wielu ekspertów przewidywało, że Borussia może mieć w Rosji kłopoty. Wątpliwości te zostały bardzo szybko rozwiane przez atakujących z Dortmundu. Dwie szybkie akcje i dwa szybkie gole spowodowały, że już po 5. minutach goście z Niemiec prowadzili 2:0. Najpierw do siatki trafił Henrik Mkhitaryan, a później Marco Reus. Przy akcji Ormianina duży udział miał Lewandowski, a Niemcowi asystował Kevin Grosskreutz. Piłkarze Zenitu długo nie mogli otrząsnąć się po szoku wywołanym stratą dwóch goli w pierwszych minutach spotkania i pierwszą groźną akcję przeprowadzili dopiero pod koniec pierwszej połowy. Kontaktowego gola zdobyli jednak po wznowieniu gry przez Williama Colluma. Do siatki w 57. minucie trafił Oleg Shatov. Chwilę później było już jednak 3:1, gdy doskonałe podanie Piszczka na gola zamienił Lewandowski. Kilka minut później wydarzyła się łudząco podobna sytuacja. Rzut karny w 69. minucie pewnie wykorzystał Hulk, a dwie minuty później Robert Lewandowski odpowiedział trafieniem na 4:2. Po golu polskiego snajpera, piłkarze Zenitu nie odpowiedzieli już żadnym trafieniem, mimo kilku prób. Ich akcje były jednak zbyt indywidualne i nie zagroziły Romanowi Weidenfellerowi. Dwubramkowe zwycięstwo w Petersburgu to dla Borussi bardzo dobra zaliczka przed spotkaniem na Westfalenstadion i nie powinni jej zmarnować.
Drugie z wtorkowych spotkań przełamało pewną passę, którą mogliśmy zaobserwować w pierwszych pięciu meczach 1/8 finału tej edycji Champions League. Swoje mecze wygrywali bowiem do tej pory tylko goście. W Pireusie stało się inaczej. Miejscowy Olympiakos nie przystępował do starcia z wielkim Manchesterem United w roli faworyta. Nawet słabsze występy Czerwonych Diabłów w tym sezonie nie pozwalały bowiem oczekiwać, iż zespół z przedmieść Aten będzie w stanie pewnie pokonać podopiecznych Davida Moyesa. Piłkarze Olympiakosu pokazali jednak, że są bardzo dobrymi zawodnikami i są w stanie walczyć, jak równy z równym z wielkimi świata futbolu. Od samego początku meczu wyglądali lepiej i pewniej niż goście z Manchesteru. Ich dobra gra została zwieńczona w 38. minucie dość przypadkowym golem Alejandro Domingueza, od którego piłka odbiła się po strzale Ianisa Maniatisa. W 55. minucie pięknym trafieniem popisał się Joel Campbell i było już 2:0. Podopieczni Michela nie cofnęli się jednak i dalej próbowali groźnie atakować bramkę strzeżoną przez Davida de Geę. Zespół z Manchesteru wyglądał bardzo blado i rzadko zagrażał gospodarzom, a najgroźniejszą sytuację zmarnował w 82. minucie Robin van Persie. Olympiakos staje zatem przed historyczną szansą awansu do 1/4 finału Ligi Mistrzów. Muszą tylko (albo i aż) nie roztrwonić swojej przewagi w meczu na Old Trafford.
Czytaj także: Liga Mistrzów: Manchester United i Borussia ostatnimi ćwierćfinalistami
Wtorek 25.02.2014 r.
Zenit St. Petersburg – Borussia Dortmund 2:4 (0:2)
O. Shatov (57), Hulk (69 k) – H. Mkhitaryan (4), M. Reus (5), R. Lewandowski (61, 71)
Olympiakos Pireus – Manchester United 2:0 (1:0)
A. Dominguez (38), J. Campbell (55)
Źródło: El Ronzo/flickr.com