Ze Sławomirem Śmiełowskim, emerytowanym inspektorem Policji i działaczem Unii Polityki Realnej, na temat kondycji Policji w Polsce rozmawia Jan Bodakowski.
Sławomir Śmiełowski po studiach w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie od 1991 pracował w Policji. Najpierw w Wydziale Kryminalnym, potem w Wydziale Dochodzeniowo – Śledczym i Wydziale ds. Narkotyków. Później sprawował wiele funkcji kierowniczych, aż w latach 2006 – 2010 był Komendantem Powiatowym Policji w Rawiczu. Obecnie zajmuje się doradztwem prawnym – jest absolwentem prawa Uniwersytetu Wrocławskiego.
Jan Bodakowski: Był Pan komendantem powiatowym Policji i naczelnikiem wydziału, jaka z Pana punktu widzenia jest kondycja Policji w Polsce?
Sławomir Śmiełowski: Zależy co Pan rozumie pod tym pojęciem. Kondycja instytucji państwowych, a jedną z nich jest Policja, jest taka sama jak kondycja państwa. Jaka jest natomiast kondycja państwa wszyscy widzimy. Jak pamiętam w ostatnich latach mojej służby Policja ciągle na czymś oszczędzała, ciągle brakowało środków. Żeby była pełna jasność, uważam i zawsze uważałem, że w Policji jest dużo pieniędzy tylko, że jeszcze więcej jest marnotrawionych. Największym błędem było odebranie na początku pierwszej dekady XXI wieku budżetów komendantom powiatowym. Nie trzeba być ekonomistą, aby wiedzieć, że gospodarz, ten na dole, lepiej i racjonalniej będzie gospodarował budżetem, aniżeli przełożony z poziomu komendy wojewódzkiej, czy głównej. Komendant powiatowy Policji jako dysponent budżetu wiele rzeczy kupował po zapytaniu o cenę, nie ograniczały go zapisy ustawy o zamówieniach publicznych. Natomiast zakupy z poziomu województwa wymagają już procedur przetargowych, w efekcie czego Policja kupuje o wiele gorzej i drożej. Niestety to ówczesny rząd SLD zcentralizował zakupy, nikt już później tego nie zmienił i tak funkcjonuje to do dziś. Efektem tego są zazwyczaj nieracjonalne i przedrożone zakupy. A że jest to korupcjogenne już chyba nie muszę wspominać. Ponadto komendant powiatowy bez własnego budżetu jest tylko proszącym się wszędzie „żebrakiem”. Prosi się o wszystko w komendzie wojewódzkiej, ale także w samorządach, a to już jest wysoce niewłaściwe, bowiem rodzi niewskazane relacje komendanta państwowej Policji z samorządowcami. Zresztą jest to temat na odrębną książkę, którą mam zamiar napisać.
Kolejny obszar kondycji Policji to kadry. Niestety większość kandydatów nie puka do drzwi Policji z powołania, z chęci służenia społeczeństwu. Sytuacja na rynku pracy spowodowała, że do Policji trafiają ludzie, którzy napisali podania do kilkunastu pracodawców i akurat udało im się dostać tutaj. Traktują później swoje obowiązki nie jako służbę tylko jako pracę od 6.00 do 14.00. Żadnej misji u tych osób, żadnej chęci zrobienia coś ponad, tylko najzwyklejsze podejście do pracy jak do każdej innej, a niestety nie jest to praca jak każda inna. Oczywiście trafiają się bardzo wartościowi młodzi ludzie, ale niestety są to dziś wyjątki. Ktoś też w rządzie ubzdurał sobie, że Policja musi być instytucją, w której króluje „równouprawnienie” więc jej szeregi zasilają masowo kobiety. Komendanci powiatowi jak tylko mogą starają się unikać przyjęcia policjantek (nikt oczywiście oficjalnie tego nie powie), ale o tym decydują wyżej. Od lat kuleje też szkolnictwo w Policji. To wszystko powoduje, że oglądamy co chwilę w internecie zabawne scenki z udziałem policjantów i policjantek w porozpinanych mundurach, bez czapek, i co najgorsze – niekompetentnych. Kiedyś wypowiedziałem publicznie na odprawie swoją opinię, że gdyby była to prywatna firma to około 50% funkcjonariuszy byłoby niezwłocznie zwolnionych. Nie spotkało się to oczywiście z przychylnością.
Nienajlepsza, mówiąc najdelikatniej, kondycja Policji wynika też z rządowego zapotrzebowania na wysokie wyniki statystyczne. Policja odeszła od swojej głównej misji służenia społeczeństwu na rzecz niezwykłej dbałości o efekty statystyczne. Naturalnym jest to, aby statystyka odzwierciedlała rzeczywistość, ale nie wpływała na nią. W Policji niestety statystyka kreuje rzeczywistość. To prowadzi do wielu absurdów, a wręcz patologii w codziennej pracy. Oczywiście oficjalnie strategie działań są „poprawnie” sformułowane i opisane. Dla laika strategia taka brzmi dumnie, np. zmniejszenie przestępczości, zwiększenie wykrywalności, etc. Natomiast wewnątrz instytucji wywierana jest na poszczególnych przełożonych wysoka presja poprawiania wyników statystycznych. Pamiętam takiego przełożonego, który w pismach adresowanych do komendantów powiatowych polecał podniesienie wskaźników, pisząc na końcu coś w tym rodzaju: „Realizacja tych poleceń będzie przedmiotem analizy przydatności Państwa na zajmowanym stanowisku”. To obrazuje jaka presja wyników ciąży na przełożonych. Wyniki statystyczne są już od lat tak „żyłowane”, że ich ciągłe poprawianie powoduje jak wspomniałem absurdy i patologie. Żeby jednak była pełna jasność, nie ma to nic wspólnego z rzeczywistą poprawą bezpieczeństwa obywateli. Ale oczywiście oficjalnie na podstawie statystyk można chwalić się, że ilość przestępstw maleje, że bezpieczeństwo rośnie, że wykrywalność rośnie, etc., co oczywiście rządzący czynią. Szczegóły pozostawiam sobie na wspomnianą książkę.
Skąd się bierze tak wielka niechęć do Policji i zarzuty wobec działań policjantów?
Zadał Pan pytanie sugestywne, ale nie do końca sugestia w nim zawarta jest prawdziwa. Wbrew pozorom zaufanie do polskiej Policji waha się w granicach 70% i często jest wyższe od zaufania do Kościoła. Jest to dla mnie trochę niezrozumiałe, podobnie zresztą jak niezrozumiałe jest zaufanie do Platformy Obywatelskiej. Jak więc widzimy opinią społeczną, podobnie jak statystyką, można skutecznie manipulować. Opinie w sondażach wyrażają bowiem osoby, które miały bezpośrednią styczność z Policją oraz takie, które wyrażają swoją ocenę tylko na podstawie przekazów medialnych. Tych drugich jest zdecydowanie więcej stąd, w moim przekonaniu, ten wysoki wskaźnik zaufania do Policji. Kiedyś, jeszcze pracując, wypowiedziałem takie słowa: gdyby podatnik widział jak pracuje Policja zapewne przestałby płacić na nią podatki. Dziś wiem, że tak jest w przypadku większości (jeśli nie wszystkich) instytucji państwowych, ale niestety funkcjonuje przymus podatkowy.
Odpowiadając na Pańskie pytanie. Niechęć wyrażają przede wszystkim ci, którzy mieli bezpośredni kontakt z Policją i źle go wspominają. Upadek misyjności i służebności wobec obywateli, słabe wyszkolenie, często niekompetencja policjantów i „robota” pod statystyki powoduje, że wiele osób źle ocenia tę instytucję i ma ku temu uważam podstawy. Jak wspomniałem powyżej, w Policji jest wielu wspaniałych i wartościowych ludzi, ale niestety funkcjonują oni w „machinie” i nie mogą sobie pozwolić na samodzielność. Wszystkie niemal ich poczynania obwarowane są strategiami, wytycznymi, instrukcjami, procedurami, poleceniami, a każde ich pominięcie grozi zarzutem o przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków. Policja „odeszła od ludzi”, funkcjonuje sama dla siebie i dla swoich statystyk – to jest jej główną chorobą i przyczyną negatywnych opinii ludzi myślących realnie.
Jak uzdrowić sytuację w Policji?
Oj, pracy jest dużo. W pierwszej kolejności zmieniłbym strukturę organizacyjną Policji. Z niemalże 100 tysięcznej armii ludzi tylko około 20% pracuje bezpośrednio „na ulicy”, reszta pochowana jest w komendach. Zbiurokratyzowanie Policji osiągnęło szczyt idiotyzmu. Z organu ścigania w ostatnich latach Policja przemieniła się w jedną wielką buchalterię. Rozbudowane osobowo do granic nieprzyzwoitości są: komenda główna i komendy wojewódzkie, natomiast w komendach powiatowych i komisariatach nie ma często komu pracować. To tam właśnie umieszcza się wakaty. Komendy miejskie w dużych miastach to kolejne jednostki nadzorcze do likwidacji. Ich kosztem należy wzmocnić jednostki robocze w tych miastach, czyli komisariaty.
Kolejna sprawa to uzdrowienie szkolnictwa policyjnego. Kilkumiesięczne kursy, często eksternistyczne, zastępują dziś dawne szkoły oficerskie. Kursy podstawowe natomiast zastępują dawne szkoły podoficerskie i aspiranckie. Tak naprawdę szkolnictwo nie przygotowuje w ogóle adepta do służby, a młodzi policjanci uczą się „roboty” dopiero w jednostkach. Stąd często odnotowywana niekompetencja funkcjonariuszy.
Trzeba też natychmiast zmienić mentalność tej instytucji. Odejść od pracy na rzecz statystyk, do pracy na rzecz społeczeństwa. Dopóki statystyka będzie kreować rzeczywistość, a nie odwrotnie, nic się nie zmieni. To jest nowotwór złośliwy drążący tę instytucję. Najgorsze jest to, że wszyscy przełożeni i policjanci mają tego świadomość, a nikt tego nie zmienia. Niejeden komendant powiatowy ubolewał nad idiotycznymi poleceniami z województwa, ale gdy tylko został komendantem wojewódzkim sam zaczął przysyłać jeszcze bardziej absurdalne polecenia. To taka machina, w której punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dlatego uważam, że Policja sama się nie uzdrowi, nie raz nie dwa próbowano już to bezskutecznie uczynić. Musi to zrobić ktoś z zewnątrz, ale jak widać politycy tylko potrafią bardziej zepsuć. Dlatego jestem póki co sceptykiem w tej materii.
Poważną chorobą są też policyjne związki zawodowe. To rzesza etatowych związkowców, ludzi w mundurach, którzy ulokowani są w komendach wojewódzkich, dbających bardziej o swoje przywileje, aniżeli o policjantów. Związek zawodowy policjantów zrzesza około 20% policjantów, a ich szefowie uzurpują sobie prawo wypowiadania się w imieniu wszystkich funkcjonariuszy. W wielu kwestiach korzystając ze swych absurdalnych uprawnień przeszkadzają wręcz kierownikom jednostek w pracy. Nie wdając się głębiej w szczegóły twierdzę, że jest to organizacja do likwidacji w pierwszej kolejności.
Jakie są główne zagrożenia dla bezpieczeństwa wewnętrznego?
Niewątpliwie jest to przestępczość niegdyś nazywana gospodarczą, dziś ekonomiczną. Policja w zasadzie zajmuje się przede wszystkim przestępczością pospolitą i tak zwaną „drobnicą”. Natomiast do zwalczania przestępczości ekonomicznej powołanych jest kilka – niby – wyspecjalizowanych instytucji, np. CBA, ABW, CBŚ. Efektem tego jest to, że mamy już prawie całkowicie wyprzedany majątek narodowy, nie mamy już prawie polskiego przemysłu, a jego resztki próbuje się skutecznie likwidować, nie mamy rodzimej bankowości, a dzięki Traktatowi Lizbońskiemu nie jesteśmy suwerennym w pełni państwem. Polacy pracują za minimalną płacę w zachodnich koncernach i za chwilę będziemy całkowicie uzależnieni energetycznie. Wszedłem trochę na tematy polityczne, ale właśnie odnoszę się do Pańskiego pytania. To rządzący politycy stanowią nasze największe zagrożenie. Jak powiada Grzegorz Braun „w demokracji rządzą: mafia, służby specjalne i loże”. Tak dzieje się właśnie w Polsce, dlatego politycy są niesamodzielni i działają na naszą niekorzyść – przykładem jest kontrakt gazowy z Rosją podpisany przez premiera Waldemara Pawlaka. „Trzymani na smyczy” politycy są największym zagrożeniem dla nas, a Policja jako organ im podległy jest tylko ich narzędziem – niestety.
Czy i jak zmieniła się charakterystyka przestępczości między latami PRL a dniem dzisiejszym?
Oczywiście, że się zmieniła. Całkowicie nowe czasy, a więc i nowe rodzaje przestępczości. W PRL-u okradano przede wszystkim państwowe zakłady pracy. Często były to drobne kradzieże pracownicze. Dziś przestępcy zorganizowani w mafie kradną przysłowiowe (i dosłowne) miliony. Przestępstwa przy prywatyzacjach, przestępstwa w cyberprzestrzeni, przestępstwa około samochodowe , przestępstwa około narkotykowe, wyłudzenia podatkowe, to tylko niektóre rodzaje działań przestępczych nieznanych w PRL-u. To dwa, całkowicie odmienne, światy przestępczości. Sądzę, a wręcz jestem przekonany, że ujawnianych jest około 20-30% afer. Tak zwana „ciemna liczba” przestępstw nigdy nieujawnionych jest kolosalna. Nigdy też jak pamiętam, świat przestępczy nie zjednał się tak ze światem polityki, jak dziś. Tak zwana „afera podsłuchowa” pokazała nam tylko namiastkę – zwiastun prawdziwego stanu rzeczy. Ściga się natomiast nie wysokich urzędników państwowych, którzy mogli popełnić poważne przestępstwo przeciwko państwu, tylko kelnerów. To jest największą tragedią dzisiejszych rządów, brak odpowiedzialności polityków za swe czyny, popełnione na szkodę Polski. I nie chodzi mi o odpowiedzialność polityczną, a odpowiedzialność karną.
Ma Pan doświadczenie zawodowe w zabezpieczaniu imprez masowych, w tym i protestów. Czy doroczne głosy krytyczne pod adresem działań policji wobec Marszu Niepodległości są uzasadnione?
Mam kłopot z odpowiedzią na to pytanie z dwóch względów. Po pierwsze, owszem mam doświadczenie w zabezpieczaniu imprez, ale były to zazwyczaj imprezy sportowe i mniejsze protesty. Odbywają się one najczęściej na odpowiednio zabezpieczonym i zamkniętym obiekcie. To całkowicie nieporównywalna skala imprez w porównaniu do Marszów Niepodległości, które odbywają się dynamicznie, na dużym, w zasadzie nieograniczonym i niezabezpieczonym obszarze, z nieprzewidywalną ilością ciągle dołączających uczestników. Do tego dochodzą emocje uczestników oraz upolitycznienie całego wydarzenia. Dlatego uważam, że wspomniany Marsz to jedna z najcięższych i najgorszych do zabezpieczenia imprez dla Policji. Po drugie, mam tylko i wyłącznie wiedzę medialną na temat wydarzeń podczas Marszów, a te jak wiemy są dalekie od obiektywizmu. Stąd mój kłopot z odpowiedzią na Pańskie pytanie. Ale odpowiem tak, współczuję odpowiedzialnym za zabezpieczanie Marszów Niepodległości. Nie chciałbym być na ich miejscu. I to nie ze względu na trudność merytoryczną, tylko na presję wynikającą z upolitycznienia tych wydarzeń. Aczkolwiek na podstawie przekazów i dyskusji telewizyjnych sam odnotowałem przykłady niekompetencji w poczynaniach Policji, zbędnej czasem brutalności, a momentami nieudolności. Taki Marsz to dla Policji zbieg poleceń i oczekiwań wyższych przełożonych oraz polityków rządzących, ograniczeń wynikających ze złego prawa w tym zakresie, presji wszechobecnych kamer i opinii społecznej. Powtarzam, nie zazdroszczę policjantom tej roboty i na podstawie tylko medialnych przekazów nie mogę podjąć się jednoznacznej oceny zabezpieczeń jako całości, aczkolwiek jak wspomniałem nie obyło się bez ewidentnych błędów. Zresztą były w związku z Marszami zarzuty prokuratorskie dla policjantów, co tylko potwierdza moje uwagi.
Czy Policji zdarza się działać na polityczne zamówienie?
Nie znam takich przypadków, jako realizacji konkretnych zamówień politycznych, co nie znaczy, że takich przypadków nie ma w ogóle. Aczkolwiek Policja podlega ministrowi spraw wewnętrznych więc siłą rzeczy jakieś oczekiwania polityczne wobec niej zawsze istnieją. Stąd przypuszczam, wspomniana już patologia związana ze statystyką. Taki minister chcąc się wykazać przed premierem wzrostem wykrywalności, czy spadkiem ilości przestępstw, będzie naciskał na Komendanta Głównego Policji. Ten z kolei wyśle wytyczne komendantom wojewódzkim, a ci szybciutko wyślą polecenia komendantom powiatowym. Powiatowi natomiast zaczną rozliczać policjantów z wyników i koło się zamyka – patologia trwa. Oficjalnie natomiast premier pochwali się przed społeczeństwem poprawą bezpieczeństwa obywateli. Oczywiście tylko „na papierze”, bo jak niektórzy powiadają „jest prawda, półprawda, fałsz i …statystyka”. No, ale przecież skoro wierni wyborcy PO wierzą ślepo swym wybrańcom, to i uwierzą w poprawę bezpieczeństwa, skoro przemawia do nich „ich” premier.
Absurdów i patologii jest tyle, że nie potrzeba zamówień politycznych. Pozostawiam sobie jednak te tematy na książkę.
Dziękuję za rozmowę.
Foto: własne SŚ.