Mecz o Superpuchar oficjalnie zainaugurował nowy sezon ligowy w polskim hokeju. Kolejne trofeum na swoim koncie zapisali zawodnicy GKS Tychy. Mistrzowie Polski i zdobywcy krajowego pucharu pokonali 6-1 zeszłorocznego triumfatora takiego meczu czyli Cracovię Kraków. Trzy gole w tym spotkaniu zdobył Jarosław Rzeszutko, którego wybrano najlepszym zawodnikiem zwycięskiego zespołu.
Tym samym tyszanie potwierdzili swoją dominację na polskich lodowiskach. Zwycięstwo w Superpucharze to dla GKS-u trzeci triumf, po dublecie w poprzednim sezonie, podopieczni Jirziego Sejby zapewnili sobie jedyny tytuł, którego do tej pory nie mieli nie mieli w klubowej gablocie.
– Krakowianie na początku nas zaskoczyli, ale drugiej części pierwszej odsłony zagraliśmy bardzo dobrze. Ten fragment meczu zadecydował o wyniku spotkania. Gdyby Cracovia strzeliła gola na 3-2 w drugiej tercji to mecz mógł potoczyć się zupełnie inaczej. Gole Jarka Rzeszutko dały nam pewne prowadzenie. W trzeciej tercji kontrolowaliśmy mecz – stwierdził na konferencji prasowej szkoleniowiec zwycięskiej ekipy- Jirzi Sejba.
Czytaj także: Polska Liga Hokejowa: Pierwsze zwycięstwo SMS-u, przerwany mecz w Bytomiu
Oba zespoły od początku spotkania starały się grać ofensywnie, dlatego często gra toczyła się pod bramką jednego bądź drugiego goalkeepera. Optyczna przewaga wydawała się być postronie gospodarzy, którzy stworzyli sobie dwie dobre okazje do zdobycia gola. Nie potrafili jednak pokonać Rafała Radziszewskiego. Krakowianie odpowiedzieli groźnymi strzałami Krystiana Dziubińskiego i Kacpra Guzika.
Pierwsza bramka padłą w 9. minucie spotkania. W tym czasie na ławce kar przebywało dwóch zawodników „Pasów”. Tyszanie skorzystali z okazji praktycznie dwóch minut gry w podwójnej przewadze. Marcin Kolusz przejął krążek za swoja bramką i zdecydował się na indywidualną akcję. Ograł wszystkich krakowskich hokeistów, którzy byli w tym momencie na tafli i strzałem w samo okienko dał swojej drużynie prowadzenie. Mariusz Czerkawski komentujący to spotkanie dla stacji TVP Sport uznał, że to jedna z ładniejszych bramek, jakie ostatnio widział.
Podopieczni Rudolfa Rohacka próbowali odpowiedzieć, ale w całym meczu zawodziła ich skuteczność. Najlepszej okazji nie wykorzystał w 15. minucie Maciej Urbanowicz, który przegrał pojedynek oko-w- oko z tyskim bramkarzem. Za to ekipa dowodzona przez Jirziego Sejbę kontrolowała przebieg gry i zespołowymi akcjami starała się podwyższyć wynik meczu. Jedna z nich przyniosła drugiego gola. Koronkowe rozegranie akcji przez trio Kalinowski-Bepierszcz-Komorski należało do bardzo efektownych. Akcja typu tik-tak-too zakończyła się strzałem bez przyjęcia tego ostatniego, a bezradnemu Rafałowi Radziszewskiemu pozostało jedynie wyciągnąć „gumę” bramki. Kibiców Cracovii na pewno zmartwił fakt, że jeszcze w tej samej tercji podobnie efektowną wymianę krążka na gola zamienił Jarosław Rzeszutko. Ostatecznie pierwsza odsłona zakończyła się wynikiem 3-0 dla aktualnych Mistrzów Polski. Warto jednak podkreślić, że jak na pierwsze oficjalne spotkanie w sezonie, tempo akcji i szybkość zawodników była naprawdę dobra. Jedyna różnica to skuteczność.
Na początku drugiej tercji odważniej zaatakowała Cracovia. GKS grał gorzej niż w pierwszych 20 minutach i dzięki temu podopieczni Rudolfa Rohacka łatwiej dochodzili do sytuacji strzeleckich. W 3. minucie tej odsłony pierwszą bramkę dla swojego zespołu zdobył Petr Sinagl. Były hokeista klubu z Sanoka zdecydował się na potężny strzał z okolic linii niebieskiej, a zaskoczony Kamil Kosowski nie zdążył z interwencją i krążek wpadł do siatki strzeżonej przez niego bramki. Kolejne kilka minut to dalsza ofensywa graczy z Siedleckiego. Dwa razy sam na sam z Kosowskim znalazł się Damian Słaboń. Dwa razy nie udało mu się oddać strzału. W pierwszej sytuacji został faulowany, więc sędzia podyktował rzut karny. Jednak napastnik Cracovii również w tej sytuacji nie potrafił pokonać tyskiego bramkarza. Kilkadziesiąt sekund później świetnej okazji nie wykorzystał także Petr Sinagl, który dzięki złemu ustawieniu obrońców znalazł się sam przed bramką . Po tej akcji trener Sejba poprosił o czas, żeby uspokoić swoich zawodników. 30 sekund przerwy podziałało na tyszan bardzo dobrze. Po chwili na tablicy widniał już wynik 4-1. W 33. minucie Jarosław Rzeszutko wykorzystał doskonałe podanie od Juriego Kuzina i strzałem bez przyjęcia pokonał Radziszewskiego. Trzy minuty później ten sam zawodnik podwyższył prowadzenie swojego zespołu. Podczas gry w liczebnej przewadze błąd przy wyprowadzaniu krążka z własnej tercji popełnili gracze „Pasów”. „Gumę” przejął Mikołaj Łopuski i pomknął w kierunku krakowskiej bramki. Co prawda strzał wychowanka Stoczniowca obronił jeszcze bramkarz zespołu prowadzonego przez Rudolfa Rohacka, ale przy dobitce Jarosława Rzeszutki był już bezradny. Rafał Radziszewski miał po tym golu spore pretensje do sędziów, ale arbitrzy odrzucili jego reklamacje i uznali bramkę. Po drugiej tercji było więc 5-1 i do nieskuteczności, którą już w pierwszej tercji raziła Cracovia doszły coraz częściej pojawiające się błędy bądź niedokładności w rozegraniu krążka, które tak mocnemu zespołowi nie powinny się zdarzać.
Krakowiani żeby w ogóle myśleć o nawiązaniu walki o zwycięstwo w tym meczu potrzebowali szybko zdobytej bramki. Tymczasem gola strzelił … zawodnik GKS-u Adam Bagiński. Ten doświadczony napastnik popisał się świetną akcją indywidualną, podobną do trafienia Kolusza. Bagiński najpierw puścił krążek pod kijem próbującego interweniować Patryka Noworyty, a następnie zaskoczył Radziszewskiego strzałem przy bliższym słupku. Trzeba powiedzieć, że bramkarz Pasów powinien spisać się w tej sytuacji zdecydowanie lepiej.
Po tym golu tempo meczu wyraźnie spadło, a oba zespołu oszczędnie dysponowały siłami. Pod koniec meczu Juri Kuzin, który potężnym bodiczkiem „poczęstował” Novajovský’ego. Okazało się, że poszkodowanemu graczowi „Pasów” poleciała krew. W związku z tym rosyjski napastnik otrzymał karę meczu i nie dokończył spotkania. Okazało się, że w całym spotkaniu były jeszcze dwie kontuzje. Gracz GKS-u Łukasz Sokół złamał obojczyk, a Rafał Dutka, obrońca Cracovii nabawił się urazu kolana.
Wynik meczu nie uległ jednak zmianie i Superpuchar po raz pierwszy w historii powędrował w ręce graczy GKS-u Tychy. Tyszanie swój sukces uczcili zespołową, efektowną kołyską dedykowaną Josefovi Vitkovi, Jarosławowi Rzeszutce i Radosławowi Galantowi, którzy w ostatnich dniach doczekali się potomstwa. Trzeba przyznać, że kibice obejrzeli bardzo dobre widowisko. Pretendująca do walki o najwyższe cele Cracovia nie sprostała jednak aktualnemu Mistrzowi Polski. Mimo to, taka inauguracja sezonu jest obiecującą zapowiedzią rozgrywek i bez wątpienie kibice życzyliby sobie jak najwięcej spotkań stojących na podobnym poziomie.
–Wygraliśmy pierwsze spotkanie, ale sezon jest długi. Musimy teraz przestawić głowy na kolejne mecze i dzięki nim przygotować się na te najważniejsze mecz, które nas czekają: w Pucharze Kontynentalnym, Pucharze Polski i na końcu w play-off, także mam nadzieję, że sezon będzie bardzo dobry – powiedział w rozmowie dla portalu gkstychy.info Jarosław Rzesztutko.
GKS Tychy – Comarch Cracovia 6:1 (3:0, 2:1, 1:0)
1:0 – Kolusz – Bryk (8:42, 5/3),
2:0 – Komorski – Bepierszcz, Kalinowski (17:35),
3:0 – Rzeszutko – Bagiński, Łopuski (18:48).
3:1 – Šinágl – Svitana (22:34),
4:1 – Rzeszutko – Kuzin, Łopuski (32:12),
5:1 – Rzeszutko – Łopuski (36:29, 4/5),
6:1 – Bagiński – Witecki, Pociecha (41:25).
GKS Tychy: Kosowski – Bryk, Kotlorz; Kogut, Kartoszkin, Kolusz – Pociecha, Sokół; Witecki, Galant, Bagiński – Kolarz (4), Ciura; Łopuski, Rzeszutko, Kuzin (27) oraz Bepierszcz, Kalinowski, Komorski.
Trener: Jiří Šejba
Comarch Cracovia: Radziszewski – Rompkowski, Maciejewski (2); Svitana, Dziubiński (2), Šinágl – Dąbkowski, Dutka; Urbanowicz, Pasiut, Guzik – Noworyta, Kruczek; Drzewiecki, Słaboń, Kapica – Novajovský (2), Wajda (2); Kisielewski, Wróbel, Domogała.
Trener: Rudolf Roháček