Tunezyjski Kwartet został laureatem tegorocznej Pokojowej Nagrody Nobla. O kilka słów na temat tego wyróżnienia poprosiliśmy Jerzego Haszczyńskiego – autora książki o rewolucjach arabskich.
Karolina Snowarska: Tunezyjski Kwartet na rzecz Dialogu Narodowego został laureatem tegorocznej Pokojowej Nagrody Nobla za wkład w budowanie pluralistycznej demokracji w Tunezji po jaśminowej rewolucji w 2011 r. Czy był Pan zaskoczony?
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Jerzy Haszczyński: W pierwszej chwili byłem zaskoczony, bo Kwartet nie pojawiał się wśród faworytów do pokojowej nagrody Nobla. Nawet więcej – w dziesiątkach tekstów, które widziałem w internecie, powstających na podstawie prawdziwych lub rzekomych przecieków z Komitetu Noblowskiego albo na podstawie tego, co się wydaje ekspertom, w ogóle o nim nie wspominano. Zaskoczenie szybko ustąpiło jednak refleksji, że to bardzo trafny wybór. Jego słabą stroną jest to, że laureat jest zbiorowy, czyli właściwie bezimienny, lepiej jak nagroda przypada konkretnej osobie lub góra kilku osobom, ma wyraźny wizerunek.
K.S.: Jednakże chyba jest to pewna niespodzianka, bo Kwartet w Europie nie był dotąd raczej znany. Jak Pan reagował, gdy dowiedział się, kto zdobył Nagrodę Nobla?
J.H.: Kwartet nie był szerzej znany, ale to nie ma większego znaczenia. To nagroda dla Tunezji, jedynego kraju, w którym zostało jeszcze coś z pozytywnego ducha rewolucji arabskich sprzed prawie pięciu lat, dla tunezyjskiego społeczeństwa, którego większość jest gotowa do poświęceń, do dialogu z przeciwnikami, po to, by ich ojczyzna była demokratyczna, by szanowano w niej różnorodność. Jak sama nazwa wskazuje, kwartet to cztery organizacje. Wspólnie doprowadziły do tego, że w Tunezji jest rząd, w którym obok siebie zasiadają liberałowie, przedstawieciele obalonej w wyniku rewolucji dyktatury i islamiści. Ja trzy z tych organizacji znałem wcześniej, były widoczne w w czasie rewolucji w styczniu 2011 roku, a ja wtedy byłem w Tunezji i opisywałem wydarzenia. Jedna z tych organizacji jednoznacznie, do ostatniej chwili wspierała dyktatora.
K.S.: Czy ta Nagroda odmieni coś w Tunezji? Czy Pana zdaniem, coś ona zmieni?
J.H.: Na pewno dzięki nagrodzie świat przypomniał sobie o Tunezji, przez chwilę życzliwie na nią spojrzał Zachód, który z przerażeniem obserwuje inne arabskie kraje, w których też doszło do buntu przeciw dyktatorom, ale skończyło się to chaosem czy krwawą wojną. Sukces, który odniosła Tunezja, nie jest jednak niezagrożony. Tam także są skrajni islamiści, dżihadyści, którym marzy się zniszczenie państwa, uczynienie z Tunezji drugiej Syrii. Dlatego na życzliwym spojrzeniu nie powinno się skończyć. Tunezja potrzebuje prawdziwej, także finansowej pomocy, Zachodu. Zasłużyła na to. Zresztą utrzymanie demokracji w Tunezji jest też w naszym interesie. Bo jeżeli i w tym kraju zapanuje chaos, to do Europy ruszą kolejne setki tysięcy imigrantów.