„Nienawistna Ósemka” to kolejny świetny film Quentina Tarantino. Fani tego reżysera z pewnością nie będą zawiedzeni, ponieważ mogą tutaj liczyć na wszystko, co u niego najlepsze.
Większość filmu ma miejsce w jednym pomieszczeniu, które w jakiś sposób połączyło głównych bohaterów. Każdy z nich schronił się tam przed burzą śnieżną i pozornie wszyscy czekają na jej przeczekanie i zmierzają do jednego miasteczka. Z czasem jednak wychodzą na jaw powiązania pomiędzy różnymi osobami, a pozornie nic nie znaczące spotkanie, zamienia się w prawdziwą próbę. I już tutaj widać jak dobry musi być pomysł na film, żeby utrzymać widza przez prawie trzy godziny akcji, która dzieje się tak naprawdę w jednym miejscu. A można wierzyć, że ani na moment nie ma ochoty, żeby odejść od ekranu.
Film opisywany jest jako western i faktycznie najbliżej mu do tego gatunku. Całość osadzona jest w realiach historycznych, chociaż akurat czas akcji nie mają tu specjalnego znaczenia. „Nienawistna Ósemka” jest bowiem w dużej mierze opowieścią o nierównościach społecznych w Stanach Zjednoczonych. Jednym z głównych bohaterów jest czarnoskóry łowca głów, Major Marquis Warren (Samuel L. Jackson). I przez cały czas widać jak różny stosunek do niego mają poszczególne osoby. Czas, w którym dzieje się akcja, jest czasem pełnym uprzedzeń do czarnoskórej ludności, która uzyskała już wolność. Widać jednak wyraźnie, że nie wszyscy się z tym zgadzają. Problemy rasowe w Stanach Zjednoczonych istnieją do dzisiaj i film Tarantino dobitnie ukazuje ponadczasowość tego tematu.
Czytaj także: Wielogłosem o...: Gra o tron - sezon 4
„Nienawistna Ósemka” zachowuje świetny, westernowy klimat, tak dobrze znany z filmów Tarantino. Aktorzy rozmawiają w typowo „westernowy” sposób, świetnie odgrywając swoje role. I nie mam tu tylko na myśli roli aktorskiej, ale również rolę w fabule, ponieważ każdy bohater ma swoje tajemnice, swoją historię i swój cel, z którym znalazł się w tym konkretnym miejscu. Do gry aktorskiej nie można mieć wprost żadnych zastrzeżeń. Na czoło wybija się tu dwójka bohaterów, których poznajemy na początku, mianowicie wspomniany wcześniej Major Marquis Warren (Samuel L. Jackson) oraz John Ruth (Kurt Russell). Swoboda, z jaką wcielają się w odgrywane postacie jest ogromna. Gratulacje należą się również jedynej kobiecie, która trafiła z ośmioma mężczyznami do tajemniczego pomieszczenia, mianowicie Daisy Domergue, granej przez Jennifer Jason Leigh. Jej rola jest tutaj niezwykle trudna i wymagająca, a podołała jej doskonale. Zresztą zaowocowało to jej nominacją zarówno do nagrody BAFTA, jak i Oscara, co jest jedyną nominacją aktorską za ten film.
Osobną uwagę należy poświęcić Ennio Morricone, który napisał muzykę do „Nienawistnej Ósemki”. Za soundtrack otrzymał on nagrodę BAFTA, Złoty Glob oraz Oscara. Każdy, kto oglądał ceremonię rozdania Oscarów widział wzruszenie na twarzy Morricone, ponieważ tą statuetkę otrzymał po raz pierwszy, a chyba nikomu nie trzeba przypominać o jego wkładzie w rozwój muzyki filmowej. Soundtrack do „Nienawistnej Ósemki” jest niebywale klimatyczny i utrzymuje w napięciu przez cały czas. Jednak, co jest bardzo ważne w niektórych momentach, film nie boi się również ciszy. Dzisiaj coraz rzadziej znamy to w filmach, a tutaj są momenty, w których panuje po prostu cisza, ktoś ewentualnie przechodzi na drugi koniec pomieszczenia, wszyscy bacznie się obserwują a widz czeka w napięciu, co dalej się stanie. Muzyka natomiast klimatem wpasowuje się w całość doskonale.
Podsumowując, „Nienawistna Ósemka” to film, który z całą pewnością warto zobaczyć. Dla fanów Quentina Tarantino jest to pozycja obowiązkowa, dla wszystkich innych może być bardzo ciekawą przygodą. Całość trzyma w napięciu od początku do końca, ma przede wszystkim doskonały klimat, co w połączeniu z doskonałą grą aktorską i niebywałą muzyką tworzy naprawdę świetny film. „Nienawistna Ósemka” jednocześnie zachowuje w sobie coś ze starych westernów, jest nakręcona trochę tak, jak już dzisiaj filmów się kręci, ale w żaden sposób to nie przeszkadza – wręcz przeciwnie. Film ma również swoje głębsze przesłanie, niejednokrotnie zaskakuje, a każda jego minuta sprawia widzowi niekłamaną przyjemność.
Czytaj także: Dziennikarstwo idealne? – Spotlight [RECENZJA]