Afera związana z rzekomym zatrudnieniem Bartłomieja Misiewicza w Polskiej Grupie Zbrojeniowej była tematem numer jeden w mediach. Dziś w sprawie wypowiedział się sam były rzecznik MON, zapowiadając jednocześnie pozwy przeciwko redakcjom „Faktu” i „Rzeczpospolitej”.
Bartłomiej Misiewicz zostanie dziś przesłuchany przez specjalną komisję partyjną, w skład której weszli Joachim Brudziński, Mariusz Kamiński i Marek Suski. Bezpośrednim impulsem do powołania komisji były doniesienia prasowe, że Bartłomiej Misiewicz – były rzecznik MON i były szef gabinetu ministra obrony Antoniego Macierewicza – został zatrudniony w państwowej spółce Polska Grupa Zbrojeniowa, gdzie miałby zarabiać 50 tys. zł miesięcznie.
Polska Grupa Zbrojeniowa w specjalnym oświadczeniu zapewniła, że ani Bartłomiej Misiewicz ani nikt inny w spółce nie zarabia takiej kwoty. Grupa poinformowała również, że umowa z byłym rzecznikiem MON została rozwiązana za porozumieniem stron. – W odpowiedzi na nieprawdziwe publikacje medialne Polska Grupa Zbrojeniowa S.A. informuje, że nie jest prawdą, iż miesięczne wynagrodzenie pana Bartłomieja Misiewicza w PGZ S.A. wynosi 50 tys. zł. Należy jednocześnie podkreślić, że wynagrodzenie żadnego z pełnomocników zarządu PGZ S.A. nie sięga tej kwoty – czytamy w oświadczeniu.
Tymczasem Bartłomiej Misiewicz przed siedzibą Prawa i Sprawiedliwości mówił o tym, że na podstawie pisania nieprawdy można zdyskredytować każdego. – Rozumiem, że część mediów w Polsce, zwłaszcza tym z kapitałem zagranicznym, ale także środowiska w Polsce, które walczą o odzyskanie władzy po ośmiu latach rządzenia i wspierają te media, bardzo by chciały, żeby za taką działalność jak: pomoc przy badaniu, docieraniu do prawdy przy katastrofie smoleńskiej, jak odbicie z rąk ludzi, którzy współpracowali, imprezowali z funkcjonariuszami Federalnej Służby Bezpieczeństwa Władimira Putina Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO czy wreszcie młody wiek jest powodem dla wszystkim państwa do emigracji i nigdzie w Polsce nie można pracować, a na podstawie pisania nieprawdy można każdego zdyskredytować – stwierdził.
Były rzecznik MON nie krył oburzenia związanego z całą sprawą. – Bardzo się z tego cieszę, bo pokazujecie państwo wszystkim młodym ludziom, wszystkim moim rówieśnikom, co będziecie robili wtedy kiedy będzie dochodziło do przemiany pokoleniowej. Gdzie mamy zdobyć, to doświadczenie, gdzie mamy się nauczyć tego warsztatu, gdzie mamy potem korzystać z tego wszystkiego tak, aby skutecznie, słusznie i w pełni pracować dla Rzeczypospolitej Polskiej – dodał.