Zdaniem ekspertów, w ciągu 3-5 najbliższych lat beacony mogą stać się powszechnym narzędziem nadzoru w polskich firmach. Znajdą zastosowanie w biurowcach, sklepach i fabrykach. Pozwolą bez trudu zlokalizować konkretnego pracownika w danym obiekcie. Będą mierzyły stopień aktywności personelu, np. lekarzy na dyżurach. Zebrane informacje posłużą pracodawcom do lepszego tworzenia planów optymalizacji kosztów związanych z zatrudnianiem. W pewnym sensie urządzenia będą im podpowiadać, kogo zwolnić, a komu dać upomnienie. Wskażą także, czyja obecność w przedsiębiorstwie jest kompletnie nieefektywna lub za mało produktywna. Zarejestrują więcej, niż kamery. Z kolei, pracownicy zyskają narzędzie, które zapewni im potencjalne dowody, m.in. w kwestii przepracowanych nadgodzin.
Jak przewiduje Fabian Pietras z międzynarodowej firmy rekrutacyjnej Antal, beacony to technologia przyszłości, która może sprawdzić się w każdej gałęzi gospodarki. Najszybciej należy spodziewać się wprowadzenia ich w dużych firmach z sektorów handlu, logistyki i produkcji. Wynika to z prostego faktu – w przedsiębiorstwach, w których zatrudnia się wiele osób, najtrudniej kontrolować rzeczywisty czas pracy. Beacony to ułatwią. Nadajniki, uruchamiane na aplikacji mobilnej w smartfonach z technologią Bluetooth, zapewnią dokładniejszy i szybszy pomiar, m.in. wskazując konkretną godzinę wejścia do firmy i wyjścia z niej. Aplikacja w ciągu dnia na bieżąco zliczy czas pracy danej osoby, spędzony na wykonywaniu określonych czynności, np. przy taśmie produkcyjnej czy na kasie. Wiadomo będzie też, o której dokładnie godzinie pracownik wykonał obchód po magazynie, czy ile razy przejechał wózkiem widłowym po hali. Zostaną zarejestrowane wszystkie jego ścieżki, przebyte na terenie zakładu pracy.
– Warto posłużyć się przykładem służby zdrowia. Dzięki beaconom, będzie można mierzyć faktyczną aktywność personelu medycznego. Dyrektor szpitala będzie wiedział, czy podczas nocnego dyżuru lekarz zaglądał do pacjentów, czy cały czas był w swojej dyżurce, a może opuścił placówkę na krótko. Nadajniki umożliwią też zlokalizowanie specjalisty, np. urologa na bloku operacyjnym w momencie, gdy będzie go szukał internista ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. W innym przypadku, mogą one pomóc znaleźć konkretny sprzęt medyczny w jednej z kilku sal do ćwiczeń. Warunkiem tego będzie umiejscowiony na urządzeniu beacon – mówi Krzysztof Łuczak, Prezes Zarządu firmy technologicznej Proxi.cloud.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Tymczasem adwokat Bartłomiej Raczkowski, Partner w Kancelarii Raczkowski Paruch, podkreśla, że wymaganie od pracownika uruchomienia w telefonie aplikacji, współpracującej z beaconami, powinno być ściśle uzasadnione. Zgodnie z obecnymi przepisami, jak również z tymi, które zaczną obowiązywać w maju 2018 roku, wkraczanie w prywatność zatrudnionego musi być proporcjonalne do zamierzonego celu. Jeżeli jest on osiągalny w inny sposób, to wybór środków ingerujących w życie człowieka w wyższym stopniu nie będzie zgodny z prawem, a więc, jak zaznacza ekspert, w każdym przypadku pracodawca będzie musiał ocenić, czy aplikacja nie stanowi nadmiernej inwazji w prywatność pracownika.
– Oczywiście konieczna będzie pisemna zgoda zatrudnionego na poddawanie go kontroli. Może być ujęta np. jako jeden z punktów umowy z pracodawcą. Natomiast istotne jest to, że w przeciwieństwie do technologii geolokalizacyjnej, infrastruktura beaconowa rejestruje zdarzenia wyłącznie w odległości od 2 do 90 m od nadajnika. Oznacza to, że fizycznie pracownik nie może być obserwowany przez 24 godziny na dobę, chyba że np. mieszkałby i pracowałby w tym samym budynku. I w takim przypadku faktycznie mogłoby to naruszać jego prywatność – wyjaśnia Krzysztof Łuczak.
Jeżeli w konkretnym miejscu pracy uznamy beacony i samą aplikację „śledzącą” za dopuszczalne rozwiązanie, to według mec. Raczkowskiego, za odmowę ich stosowania będzie można dyscyplinować pracowników, w tym zwalniać ich. Wówczas dane, uzyskane z tego systemu, również będą mogły służyć do analizy, a następnie podejmowania ewentualnych decyzji dyscyplinarnych.
– W moim przekonaniu, wprowadzenie beaconów do kontroli i pomiaru czasu pracy przyniesie korzyści nie tylko firmom, ale też samym pracownikom. Nadajniki będą automatycznie sumowały i zapisywały w systemie przepracowane nadgodziny, co oczywiście ułatwi rozliczenie ich z pracodawcą. Jeżeli dany projekt okaże się sukcesem, to osoba, która pracowała nad nim najdłużej, będzie mogła dostać premię. To narzędzie wskaże przełożonym najbardziej pracowitych ludzi w zespołach, najmocniej skupionych na swoich obowiązkach i najmniej zabiegających o własną popularność – wymienia ekspert z firmy technologicznej Proxi.cloud.
Beaconami najpierw zainteresują się duże firmy, bo ta technologia może znacząco rozładować kolejki przy przechodzeniu przez bramki w biurowcach czy fabrykach. Fabian Pietras podaje przykład zakładów produkcyjnych, do których codziennie na tę samą godzinę przychodzą do pracy tysiące osób. Obecnie wszyscy czekają w kolejce, aby zarejestrować swoją obecność. Gdyby natomiast wprowadzić beacony, mogliby bez większego trudu wejść na teren obiektu, bez konieczności przykładania karty do czytnika. Podobnie byłoby w sytuacji opuszczania budynku. Przygotowana w ten sposób infrastruktura miałaby szansę wygenerować dużą oszczędność czasu dla pracowników. Ponadto nie musieliby oni podpisywać list obecności i dodatkowo dokumentować wykonanych zadań.
– Po wprowadzeniu oprogramowania do służbowej komórki monitoring będzie działał automatycznie, z pominięciem jakiejkolwiek aktywności ze strony pracownika. Czas pracy na danym obszarze będzie automatycznie zapisywany w tzw. chmurach. Informacje na ten temat będą na bieżąco dostępne dla szefów, mających stały dostęp do Internetu. Warto dodać, że rozwiązania chmurowe są bezpieczne i powszechnie wykorzystywane m.in. w zespołach współpracujących ze sobą na odległość. W ich przypadku szczególnie sprawdzą się nadajniki. Przełożeni nie widzą bowiem, co fizycznie robią ich podwładni. Ale dzięki beaconom zyskają pewność w tym względzie – przekonuje Łuczak.
Według eksperta z firmy rekrutacyjnej Antal, pracownicy nie powinni obawiać się wprowadzenia beaconów. Ich główną rolą nie jest kontrola czasu pracy, a jego rzetelna analiza. Aplikacja może np. sugerować, kiedy należy zrobić przerwę od intensywnego wysiłku w pracy. Pracodawca natomiast otrzyma konkretną informację dotyczącą tego, o której godzinie dana osoba przychodzi do firmy i z niej wychodzi, ile czasu poświęca na wykonywanie określonej czynności czy jak długo trwa praca nad specyficznym projektem. Stąd nie ma raczej większych niebezpieczeństw związanych z wprowadzeniem beaconów, zarówno po stronie pracodawców, jak i pracowników.
– Beacony stanowią uzupełnienie systemu monitoringu w postaci kamer. Są od nich tańsze w instalacji, dlatego część pracodawców już się nimi interesuje. Dotyczy to przedsiębiorców otwartych na innowacje. Koszt inwestycji zależy od ilości punktów wyznaczonych do obserwacji. Nadajniki sięgają dalej, niż kamery. Zbierają też dokładniejsze dane, np. związane z przemieszczaniem się ekipy sprzątającej. Niektóre miejsca w biurowcach, m.in. toalety, nie mogą być filmowane. Beacony rozwiążą ten problem. Pracodawcy nie będą zastanawiać się już nad tym, gdzie są jego pracownicy. Ci z kolei nie będą musieli podpisywać kartek umieszczanych zwykle na drzwiach łazienek – dodaje Krzysztof Łuczak.
Należy jednak zaznaczyć, że pracodawcy w Polsce jeszcze nie oswoili się z technologią beaconów. Fabian Pietras wskazuje, że może się to zmienić w perspektywie najbliższych 3 lat, kiedy to duże koncerny zaczną inwestować w tego typu urządzenia. Jeżeli okaże się, że to rozwiązanie przynosi korzyści, w ciągu kolejnych 2 lat do tego trendu dołączą następne przedsiębiorstwa, również mniejsze. Wszystko jest kwestią czasu. Jeszcze niedawno pracownicy sceptycznie podchodzili do systemów CCTV, czyli monitorowania kamerami w miejscu pracy. Obawiali się, że każdy ich ruch będzie oceniany, ale ostatecznie szybko przeszli nad tym do porządku dziennego. Zastosowanie tego sprzętu wpłynęło na zmniejszenie ilości kradzieży, np. materiałów budowlanych z magazynów przez nieuczciwych pracowników. Właściciele firm mogli też skutecznie eliminować na bieżąco zaobserwowane błędy.
– Dzięki tego typu rozwiązaniu, ludzie stale kontrolowani w pracy staną się bardziej efektywni. Będzie to dotyczyło zarówno pracowników fizycznych, m.in. na budowach, jak i osób pracujących umysłowo, choćby w dużych bankach. Wszak powszechnym problemem polskich firm jest niska wydajność. Natomiast we współczesnym zarządzaniu liczy się optymalizacja kosztów i umiejętne wykorzystywanie posiadanych zasobów. W wielu przypadkach okaże się, że obowiązki, które do tej pory należały do trzech osób, może teraz wykonywać tylko jedna z nich – stwierdza Prezes Łuczak.
Ekspert z firmy Antal wskazuje, że technologia beaconów ma szansę przynieść firmom wiele korzyści. Poza rejestrowaniem ludzkiej pracy, nadajniki w niektórych fabrykach podniosą poziom bezpieczeństwa. Dla przykładu, człowiek idąc zakładem produkcyjnym, może wejść w nieznany mu wcześniej obszar zagrożenia. Wówczas aplikacja da mu wyraźny sygnał do tego, że powinien niezwłocznie opuścić daną strefę.
– Oczywiście istnieją również zagrożenia związane z wdrożeniem tego rozwiązania. Jednym z nich może być uprzedmiotowienie pracowników. Oznaczałoby to ograniczenie oceny ich pracy tylko do pomiarów wykonanych ścieżek. Problemem dla zatrudnionych i pracodawców może też okazać się zawodność systemu. Winni temu mogą być jednak sami ludzie, którzy będą zapominać o nierozstawaniu się z telefonami w pracy. Niektórzy na pewno będą próbować oszukiwać swoich szefów i specjalnie zostawiać komórki w miejscach, w których powinni siedzieć lub stać. I to niestety będzie zafałszowywać dane – podsumowuje ekspert z Proxi.Cloud.
Czytaj także: W nowym roku kolejne ułatwienia podatkowe dla przedsiębiorców