Choć niedawno sąd zadecydował o tym, że egzaminator, który przeżył tragiczny wypadek na egzaminie na prawo jazdy, poczeka na proces na wolności, to jednak prokuratura nie odpuszcza. Śledczy złożyli odwołanie, w którym domagają się zastosowania tymczasowego aresztowania względem mężczyzny.
Śledczy z Nowego Targu przekonują, że zebrane dowody nie potwierdzają zeznań egzaminatora. „Oskarżony twierdzi, że po wielokrotnych, nieudanych próbach odpalenia samochodu przez niego i kursantkę wydał nakaz ucieczki z auta. Śledczy nie znaleźli jednak potwierdzenia tych słów w zanalizowanych nagraniach.” – powiedział serwisowi krakow.wyborcza.pl prokurator Józef Palenik.
Śledczy dodają, że egzaminator źle się zachował widząc, że kursantka bez zatrzymywania się wjeżdża na tory kolejowe. Zdaniem prokuratorów, mężczyzna powinien już wtedy zatrzymać pojazd i nie dopuścić do wjechania na przejazd. Egzaminator tłumaczył, że chciał to zrobić po drugiej stronie torów.
Wbrew wnioskowi prokuratury, sąd zdecydował, że egzaminator nie trafi do aresztu. Śledczy, którzy chcieli, aby egzaminator na proces poczekał za kratkami (ich zdaniem może on wpływać na zeznania świadków oraz utrudniać śledztwo) złożyli odwołanie.
Tragedia w Szaflarach
Tragedia rozegrała się w czwartek na nieoznaczonym przejeździe przez tory kolejowe. Podczas egzaminu na prawo jazdy, 18-letnia kursantka zatrzymała się na torach. Zgasł jej silnik, a po chwili uderzył w nią nadjeżdżający pociąg. Lekarzom nie udało się uratować jej życia.
TUTAJ informowaliśmy o relacjach świadków tragedii, którzy wspominali, że egzaminator nie był w stanie im pomóc w uratowaniu dziewczyny. Jeden z nich opowiadał, że to zgromadzeni obok miejsca zdarzenia ludzie, a nie egzaminator, wezwali karetkę. Mężczyzna ujawnia, że instruktor stał, jak wryty i nie był w stanie zrobić nawet kroku.