Echa tragedii, która rozegrała się na przejeździe kolejowym w Szaflarach, rozbrzmiewają do dziś. Na miejscu zginęła 18-letnia dziewczyna, która uczestniczyła w egzaminie na prawo jazdy. Okazuje się, że feralnego dnia nie zdawała go po raz pierwszy.
Tragedia rozegrała się w czwartek na nieoznaczonym przejeździe przez tory kolejowe. Podczas egzaminu na prawo jazdy, 18-letnia kursantka zatrzymała się na torach. Zgasł jej silnik, a po chwili uderzył w nią nadjeżdżający pociąg. Lekarzom nie udało się uratować jej życia.
TUTAJ informowaliśmy o relacjach świadków tragedii, którzy wspominali, że egzaminator nie był w stanie im pomóc w uratowaniu dziewczyny. Jeden z nich opowiadał, że to zgromadzeni obok miejsca zdarzenia ludzie, a nie egzaminator, wezwali karetkę. Mężczyzna ujawnia, że instruktor stał, jak wryty i nie był w stanie zrobić nawet kroku.
Kolejny egzamin
Okazuje się, że tragiczny w skutkach egzamin nie był dla 18-letniej Angeliki pierwszym. Informuje o tym „Super Express”, który podaje, że dziewczyna podchodziła do niego po raz czwarty.
„Bo u nas łatwiej zdać maturę, niż zrobić prawo jazdy” – mówią mieszkańcy miejscowości, w której rozegrała się tragedia.
Egzaminator się nie przyznaje
Egzaminator Edward R. pojawił się w prokuraturze w towarzystwie swojego adwokata Władysława Pocieja – informuje „Gazeta Krakowska”. Ten sam broni kierowcę seicento, który kilkanaście miesięcy temu miał kolizję z rządową limuzyną przewożącą ówczesną premier Beatę Szydło. Pociej poinformował, że jego klient przyznał się, ze brał udział w zdarzeniu, ale nie przyznał się do stawionych mu zarzutów.