Nie milkną echa wypadku tragicznego wypadku, do którego doszło w niedzielę w okolicach miasta Dolny Kubin na Słowacji. Spowodowali go Polacy, którzy ścigali się luksusowymi samochodami. 57-letni Słowak zginął na miejscu. Teraz głos zabrał syn ofiary wypadku, Michał Onczo, który który siedział w aucie obok ojca, gdy doszło do tragicznego zdarzenia. W ich samochód uderzył Polak jadący porsche.
Tragiczny wypadek na Słowacji miał miejsce w niedzielę w okolicy miasta Dolny Kubin. Polacy ścigali się porsche, ferrari i mercedesem lewym pasem, mimo ciągłej linii. Nie zwracali uwagi na znaki i oznaczenia.
Przy wyprzedzaniu „na trzeciego” rozpędzone porsche uderzyło czołowo w jadącą z naprzeciwka skodę fabię. 57-letni Słowak, kierowca skody, który jechał razem z rodziną, zmarł na miejscu. Ciężko ranna została jego 50-letnia żona i 21-letni syn. Zostali oni przetransportowani do szpitala.
Czytaj także: Tragiczny wypadek na Słowacji: Polacy stanęli przed sądem. Trafią do więzienia?
Syn ofiary wypadku zabrał głos
21-latek opisał tragiczny wypadek, do którego doszło w niedzielę 30 września. Wspomina, że feralnego jego rodzice chcieli wykorzystać piękną pogodę na przejażdżkę. Ustalili jednak, że najpierw odwiozą syna na studia.
Chłopak wspomina, że ojciec jechał powoli, 80, 90 km na godzinę. „Gdy wyszliśmy z zakrętu zobaczyliśmy mercedesa” – opisuje 21-latek. Ojciec 21-latka zjechał na pobocze. Mimo to nie uniknął zderzenia – „To była chwila, gdy porsche w nas uderzyło” – wspomina Michał.
Chłopak wspomina również ciężkie chwile zaraz po wypadku. Od razu wybiegł z samochodu i próbował ratować ojca. Pomagali mu w tym inni kierowcy, choć nie pamięta, czy byli wśród nich sprawcy wypadku.
– Wszystko działo się tak szybko. Było dużo ludzi, którzy pomagali. Wybiegłem z auta, ale jak zobaczyłem tatę, że jest zakleszczony, tylko leżał i nic nie mówił, to już wiedziałem, że jest źle – zdradził.
Nikomu nie udało się wyciągnąć ojca z auta. Rodzina musiała poczekać na straż pożarną. Stefan Onczo zmarł w drodze do szpitala.
– „Nie było gdzie uciekać, to były sekundy. Wziął to na siebie. Gdyby tego nie zrobił, nie byłoby mnie teraz” – powiedział w rozmowie z reporterem TVN24 jego syn.
– „Mam rany na nodze, rękach, łokciu. Fizycznie wszystko jest w porządku. Psychicznie jest trudno” – dodał.
Syn ofiary wypadku powiedział, jakiej kary chce dla Polaków
21-latek podkreśla, że to ojciec był „żywicielem rodziny”. Sam nie ma rodzeństwa i teraz sam będzie musiał zajmować się mamą. Opieka nad ranną w wypadku kobietą musi być całodobowa.
– „Nie mam żalu do wszystkich Polaków. Pracowałem latem w Niemczech, spotkałem tam wielu dobrych Polaków” – zapewnił.
21-latek nie chce, by trzej Polacy poszli do więzienia. Proponuje dla nich inną karę
– „Nie chciałbym, żeby poszli do więzienia. Chciałbym, żeby za karę mieli z bliska oglądać takie wypadki i żeby wiedzieli, jak wyglądają ofiary. Dlaczego mieliby iść do więzienia? Posiedzą kilka lat i wyjdą i będzie to samo. Powinni trafić do szpitali i patrzeć na ofiary takich wypadków” – mówi chłopak.
27-letniemu Adamowi Sz., który kierował samochodem Ferrari, i prowadzącemu Mercedesa 26-letniemu Łukaszowi K. postawiono zarzut spowodowania zagrożenia powszechnego. Słowacka prokuratura domaga się dla sprawców wypadku kary do 20 lat więzienia
Zobacz także: Marsz Równości przejdzie ulicami Lublina. Sąd uchylił zakaz