Łukasz Lonka, wielokrotny mistrz Polski w motocrossie, miał poważny wypadek. Część mediów zdążyła podać, iż sportowiec nie żyje. Głos zabrała jego żona, która oznajmiła, że Lonka żyje, lecz znajduje się w bardzo ciężkim stanie.
Informacja o tym, że Łukasz Lonka nie żyje pojawiła się w mediach we wtorek 9 lipca. Podały ją m.in. „Dziennik Wschodni” (wydanie internetowe) oraz serwis dorzeczy.pl (oba portale usunęły teksty ze swoich stron). Ten drugi zacytował w treści swojego artykułu post zamieszczony na Facebooku KM Cross Lublin. Przedstawiciele klubu napisali:
„Z głębokim smutkiem informujemy, że w dniu 09 lipca 2019 roku odszedł od nas nasz przyjaciel oraz wielokrotny Mistrz Polski w Motocrossie – Łukasz Lonka. Po wypadku, do którego doszło w ubiegłą niedzielę na II rundzie East Motocross Cup, pomimo zapewnienia najlepszej opieki medycznej oraz wszelkich starań ze strony lekarzy, Łukasza niestety nie udało się uratować”.
Tymczasem okazuje się, iż informacja podana przez KM Cross Lublin była nieprawdziwa.
Łukasz Lonka walczy o życie
Po zalewie informacji, jakoby Lonka miał zginąć w wypadku, głos zabrała jego żona. Kobieta opublikowała wpis w serwisie Facebook, w którym oznajmiła, iż jej mąż cały czas walczy o życie.
„Łukasz mój kochany mąż jeszcze żyje! Jesteśmy wstrząśnięci spływającymi do nas kondolencjami. Łukasz jest w bardzo ciężkim stanie i walczy o życie, dlatego prosimy wszystkich o modlitwę a nie o kondolencje. Wszystkie osoby i media, które udostępniły te fałszywe informacje zamiast wspierać Łukasza i nas w walce o Jego życie, pogrążają mnie i naszą rodzinę w żałobie” – napisała kobieta.
Sportowiec doznał wypadku w zeszłym tygodniu podczas zawodów East Motocross Cup 2019 w Nowodworze koło Lubartowa. Łukasz Lonka upadł ze skoku z najazdu. Mężczyznę reanimowano, a następnie przewieziono śmigłowcem do szpitala.
Lonka to wielokrotny mistrz Polski w motocrossie. W swojej karierze sportowej udało mu się zdobyć również brązowy medal mistrzostw Europy.
Czytaj także: Novikovas powiedział, czego życzyli mu kibice „Jagi” po przejściu do Legii