Kilka dni temu media poinformowały, że Artur Boruc znalazł się pod kwarantanną z podejrzeniem koronawirusa. Po kilku dniach polski bramkarz zabrał głos w sprawie. Okazuje się jednak, że sytuacja opisana przez sportowca rysuje się co najmniej dziwnie. Sam też tak ją ocenił.
Kilka dni temu szefowie Bournemouth poinformowali, że Artur Boruc i kilku innych pracowników klubu znaleźli się pod kwarantanną. Pojawiły się u nich objawy wskazujące jednoznacznie na zarażenie koronawirusem. „To działanie prewencyjne. Na tym etapie wyniki badań nie wykazały jego obecności. Klub monitoruje sytuację, by zapewnić pełne bezpieczeństwo pracownikom i kibicom klubu.” – brzmiał wtedy komunikat.
Czytaj także: Fabiański o koronawirusie w Anglii: „Podejście jest lekceważące”
W poniedziałek głos w sprawie zabrał sam Artur Boruc. Bramkarz zapewnił, że czuje się dobrze i powoli wszystko wraca do normy. Jednak co zaskakujące, sportowiec poinformował, że do tej pory nikt nie przeprowadził u niego testu na koronawirus. Pod kwarantanną znalazła się również jego żona, bo i u niej pojawiły się objawy zarażenia.
„Nie miałem jeszcze testu i szczerze mówiąc, nie jestem pewien, czy w ogóle go przejdę. Bardzo dziwna sytuacja, ale próbuję znaleźć powód. Pewnego dnia tajemnica zostanie rozwiązana. Czujemy się lepiej i wygląda na to, że izolacja działa. Daj sobie szansę i daj szansę innym.” – informuje Boruc.
W niedzielę sprawę komentowała również Sara Boruc, żona bramkarza. „Bardzo dziękujemy za wsparcie i troskę. Z dnia na dzień czujemy się troszkę lepiej. Odpoczynek w gronie najbliższych to najlepsze lekarstwo. Szczerze polecamy.” – napisała w sieci.
Źr. wmeritum.pl; sportowefakty.wp.pl