Joanna Moro, mimo pandemii koronawirusa i zaleceń Ministerstwa Spraw Zagranicznych, nie zmieniła swoich planów urlopowych. Aktorka udała się na Fuerteventurę – jedną z Wysp Kanaryjskich. Teraz musi mierzyć się z ostrą krytyką fanów.
Każdej doby pojawiają się w naszym kraju tysiące nowych przypadków koronawirusa. Rząd decyduje się na wprowadzanie kolejnych obostrzeń. W poniedziałek wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk zaznaczył, że obecnie mamy „naprawdę kiepski czas na wyjazdy zagraniczne”. Nie wykluczył, że zostanie wprowadzony między innymi obowiązek kwarantanny dla osób powracających do Polski.
Zalecenia nie zniechęciły jednak Joanny Moro, która wraz z rodziną udała się na Fuertenenturę – jedną z Wysp Kanaryjskich. O sytuacji na miejscu opowiedziała na Instagramie. „Kanary wymarły – zero ludzi! Dla nas dobrze, ale dla tubylców to jest śmierć naturalna. Nie ma ludzi, nie ma z czego żyć. Większość hoteli zamknięte, bary, sklepy zamknięte, a jeśli otwarte – to świecą pustkami. No i nie wiadomo kiedy się otworzą – w grudniu, wiosną czy latem! Tutejsi mocno zaniepokojeni sytuacją” – napisała.
Zdaniem aktorki, największym wrogiem jest obecnie strach. „Także kochani, nic nie jest czarno-białe… Ale uważam, że pierwszy i największy nasz wróg – to panika, lęk i strach” – dodała.
Decyzja Joanny Moro nie wszystkim przypadła do gustu. Pod postem aktorki pojawiło się mnóstwo komentarzy krytykujących jej wyjazd. „Podobno mamy ograniczyć wyjazdy do koniecznych? Widać nie wszystkich to dotyczy” – czytamy w jednym z nich. „Skrajna nieodpowiedzialność” – brzmi inny.
Źr.: Instagram/joannamoro.official