Człowiek nie jest jak komputer – decyzje, które podejmuje, często bazują na emocjach. O tym, że niektórzy ludzie wykazują nadmierną nieufność wobec szczepień, mogą decydować uproszczone metody wnioskowania i podejmowania decyzji, a czasami nawet błędy myślowe – mówi w rozmowie z PAP filozof i bioetyk prof. Tomasz Żuradzki.
Jeśli do komputera wprowadzimy dane i algorytm, uzyskamy poprawne odpowiedzi. „A człowiek nie jest jak komputer. W podejmowaniu decyzji działa na podstawie nie tylko racjonalnych argumentów, ale i własnych emocji oraz akceptowanych wartości, które wpływają na ocenę wagi tych argumentów” – mówi w rozmowie z PAP bioetyk i filozof dr hab. Tomasz Żuradzki, profesor UJ, laureat prestiżowego grantu ERC o niepewności w bioetyce.
Naukowiec w rozmowie z PAP mówi o różnych uproszczonych metodach wnioskowania i podejmowania decyzji, a także błędach w myśleniu, które mają wpływ na decyzje o tym, czy szczepić się, czy nie szczepić. To kwestia aktualna w kontekście prowadzonych szczepień na COVID-19.
Prof. Żuradzki zwraca uwagę, że jeśli analizuje się dostępne dane naukowe, to szacunek korzyści i ryzyka związanych ze szczepieniem na SARS-COV-2 wydaje się prosty: „wedle danych Pfizer-BioNTech zaszczepienie każdych 100 osób sprawia, że średnio 95 z nich będzie miało odporność na Covid-19. Jednocześnie istnieje bardzo małe ryzyko niewielkich negatywnych odczynów poszczepiennych, np. zaczerwienienia” – podsumowuje. Do tego z czasem może dojść kolejna zaleta: szczepienia zazwyczaj działają nie tylko na korzyść własną, ale i osób w otoczeniu. Choć nie ma jeszcze na ten temat badań naukowych, to naukowcy mają nadzieję, że szczepienie na COVID-19 – podobnie jak wiele poprzednich – będzie blokowało transmisję wirusa i zmniejszy ryzyko zakażenia innych osób.
„Jeśli ludzi traktujemy jako racjonalne maszyny, to oczekujemy, że jeśli podamy im takie informacje i założymy, że nie chcą chorować na Covid-19, to będą chcieli się zaszczepić. A jednak nie zawsze tak jest” – konstatuje filozof. Przywołuje oświeceniowego filozofa Davida Hume’a, według którego do działania kierują ludzi nie tyle ich przekonania, jaki świat jest – co raczej emocje i pragnienia. Rozum ma więc w motywacji do działań rolę wtórną. To, co wypływa z emocji, dopiero później próbujemy więc racjonalizować, szukając argumentów na poparcie swoich pragnień.
Co może leżeć u źródła negatywnych emocji związanych ze szczepieniami? „Choćby to, że niektórzy ludzie odczuwają wstręt, jeśli chodzi o ingerencję w ich własne ciała. A szczepionka to nakłucie związane ze wstrzyknięciem do ciała obcej substancji” – dodaje prof. Żuradzki. Nawet, jeśli wprowadzana do organizmu substancja ma dać pozytywny efekt, to sama forma jej dostarczenia może budzić instynktowny niepokój (być może większy niż np. w przypadku połknięcia tabletki).
Innym mechanizmem, który może leżeć u podstaw niechęci wobec szczepień, może być budowanie swojego wizerunku jako osoby nonkonformistycznej, która chce występować przeciwko autorytetom, ekspertom, elitom. „Im bardziej ktoś buduje w ten sposób swój obraz, tym większy może to mieć związek z niechęcią do przyjmowania szczepionek” – mówi prof. Żuradzki.
Z prowadzonych od lat badań psychologicznych (nie w kontekście COVID-19) wynika też, że postawa antyszczepionkowa jest związana z różnymi innymi zmiennymi: skłonnością do wiary w teorie spiskowe, postawą indywidualistyczną (w przeciwieństwie do postawy egalitarystycznej), poparciem dla partii populistycznych, ale także nieufnością wobec dużych korporacji, które na szczepionkach zarabiają.
„Paradoksalnie, zaufanie do nauki może też podważać sama nauka. Po pierwsze przyspieszenie procesów badawczych spowodowane pandemią sprawiło, że wiele badań wkrótce po ich opublikowaniu okazało się błędnych lub w ogóle niewłaściwie zaprojektowanych” – zauważa prof. Żuradzki. Jak tłumaczy, błędy te kładą się cieniem na innych, poprawnie prowadzonych badaniach dotyczących epidemii.
Kolejną sprawą są wypowiedzi naukowców – ekspertów, którzy czasem, mimo braku jednoznacznych wyników badań naukowych na dany temat, autorytarnie wypowiadają się w jakiejś kwestii i nie rozróżniają stwierdzeń na temat faktów od swoich opinii. Jeśli zaś potem ktoś te ich opinie zakwestionuje – przekładać się to może na to, jak postrzegana jest cała nauka.
Jeśli ktoś odczuwa negatywne emocje dotyczące tematu szczepień: wstręt związany z ingerencją w ludzkie ciało, czy nieufność do „big pharmy” albo elit – politycznych czy też naukowych – może to rzutować na sposób, w jaki osoba ta przetwarza informacje dotyczące skuteczności i bezpieczeństwa szczepionek.
Ten „filtr” może więc sprawiać, że osoby wobec szczepień niechętne będą wybierać dla siebie tylko te informacje, które pasują do ich początkowego negatywnego nastawienia. Jednocześnie zignorują one przekazy, które prezentują pozytywne efekty szczepień.
„Ale to działa w obie strony: jeśli ktoś bardzo boi się COVID-19, będzie szukał informacji potwierdzających swoje przekonanie na temat niebezpieczeństwa związanego z tą chorobą” – mówi prof. Żuradzki. Jak wyjaśnia, ma to związek z mechanizmem, którym jest tzw. błąd potwierdzenia (confirmation bias). Efekt ten sprawia, że więcej uwagi poświęcamy informacjom, które pasują do naszych pierwotnych motywacji. „Z przekazów, które do ludzi docierają, często wybierają oni tylko te elementy, z którymi już wcześniej się zgadzali. Zarazem pomijają informacje, które nie są z tymi opiniami w zgodzie” – mówi naukowiec.
Kolejnym mechanizmem myślenia rzutującym na nasze oceny związane ze szczepionkami może być tzw. salience bias (tendencja do zauważania tego, co wydaje się istotne). Większą wagę przywiązujemy więc do krzywd, które są wyraźnie widoczne – niż do innych krzywd, mniej rzucających się w oczy. Jeśli więc u kogoś zaraz po podaniu szczepionki pojawi się negatywny odczyn poszczepienny – może to robić na niektórych osobach większe wrażenie, niż oddalona w czasie krzywda osób chorych na COVID-19, która może nastąpić za kilka tygodni czy miesięcy od momentu, kiedy odmówiło się szczepienia.
Z tym wiąże się kolejny efekt ofiary zidentyfikowanej. „Zasadniczo ludzie przykładają większą wagę do konkretnych, dających się identyfikować ofiar, niż do ofiar, których nie można wskazać palcem” – tłumaczy filozof. O ile w mediach dość łatwo roznoszą się informacje o pojedynczych osobach, które po szczepieniu nie czuły się dobrze, o tyle trudniej jest poświęcić uwagę osobom, które zmarłyby z powodu różnych chorób, gdyby nie wcześniejsze masowe szczepienia. Choćby dlatego, że nie wiadomo, kto by to konkretnie był.
Kolejnym filtrem, który nakładać może umysł, jest tzw. heurystyka afektu (affect heuristic). To za jej sprawą ludzie wolą podejmować działania dla nich emocjonalnie satysfakcjonujące – niż takie, które takiego zadowolenia nie przynoszą. O ile więc oddanie krwi czy szpiku, żeby uratować konkretnej osobie życie, może być emocjonalnie satysfakcjonujące – o tyle już szczepienie niekoniecznie daje taką wyraźną emocjonalną przyjemność, bo jego pozytywne skutki rozmyte są w czasie i przestrzeni.
„I tak na przykład w przypadku szczepień prowadzonych u dzieci są osoby, które angażują się w nagłaśnianie tych rzadkich sytuacji, kiedy pojawiają się negatywne odczyny poszczepienne. I takie zaangażowanie daje im satysfakcję. Tymczasem jeśli chodzi o pozytywne efekty szczepień, to trudno się emocjonalnie wytworzyć w sobie euforię, że masowo się szczepiąc, pomagamy tysiącom czy milionom ludzi, którzy dzięki szczepieniom nie zachorowali. Taka forma zaangażowania nie daje analogicznej satysfakcji” – zauważa dr Żuradzki. To jednak, czy odczuwamy emocjonalną satysfakcję, podejmując jakieś działania, nie powinno jednak służyć jako obiektywny miernik, co jest słuszne, a co nie.
Kolejnym mechanizmem, który stosujemy, jest efekt dyskontowania przyszłości. „Wolimy ratować życia, unikać krzywd tu i teraz – niż podejmować decyzje, które też uchronią kogoś przed krzywdą czy śmiercią, ale dopiero za jakiś czas, w przyszłości” – tłumaczy filozof. O ile więc leczenie chorych na COVID-19 nie budzi kontrowersji ani sprzeciwu, o tyle zapobieganie przyszłemu wystąpieniu tej choroby nie wszystkim wydaje się działaniem oczywistym i niezbędnym.
Następną pułapką w myśleniu o szczepieniach jest tzw. efekt pominięcia (omission bias). „Jesteśmy znacznie bardziej skłonni negatywnie oceniać krzywdę wywołaną naszym działaniem, niż krzywdę, do której doszło poprzez nasze zaniechanie” – mówi prof. Żuradzki. Odpowiedzialność za to, że zaprowadzi się kogoś na szczepienie, które spowoduje skutki uboczne, wydaje się więc bardziej wyraźna niż odpowiedzialność za to, że zaniedba się czyjeś szczepienie, w wyniku czego dana osoba zachoruje. Nawet jeśli skutki choroby są o wiele gorsze niż skutki odczynu poszczepiennego. „Krzywda wynikającą z naszego zaniedbania nie jest więc tak samo mocno ważona, jak krzywda wywołana naszym działaniem” – podsumowuje naukowiec.
I dodaje, że to tylko niektóre z mechanizmów, z którymi mamy do czynienia, a których nie da się wyeliminować z ludzkiego myślenia.
Można powiedzieć, że kiedy podejmujemy decyzję (np. o tym, czy się szczepić, czy nie), wykonujemy jakiś rachunek zysków i strat, a także ważymy różne ryzyka (zresztą nie tylko dotyczące nas samych). To jednak, jakie wagi przykładamy do tych zysków i strat, które kładziemy na szalach, częściowo zależy od naszych emocji, odnośnie tej tematyki i wartości, które akceptujemy. Wpływają one na postrzegany przez nas ciężar „odważników” – niektóre – złudnie – wydają się cięższe niż pozostałe; inne mogą się wydawać lżejsze. Aby podejmować bardziej racjonalne decyzje warto dostrzegać te mechanizmy, a niekiedy nawet błędy myślowe, które popełniamy i które mogą mieć znaczny wpływ na nasze postawy i decyzje. (PAP)
Źródło: Serwis Nauka w Polsce – www.naukawpolsce.pap.pl, Autorka: Ludwika Tomala